Facebook

Marcelka czyta: "Scarlet" Marissy Meyer

Recenzja zawiera spoilery do 1 i 2 tomu "Sagi Księżycowej"!

"Scarlet" leży na moim stosiku książek do recenzji już dość długo. Bardzo niecierpliwie czekałam na 2 tom "Sagi Księżycowej", bo "Cinder" naprawdę mi się podobała. Retelling Czerwonego Kapturka wypada w moich oczach nieco słabiej. Mimo, iż uważam, że ma dużo bardziej oryginalną i nietuzinkową fabułę niż część 1. Napisanie recenzji przychodzi mi niejako z trudem, bo nie mogę powiedzieć, że nie znoszę tej książki, ani też że jakoś szczególnie ją lubię. Byłaby mi zupełnie obojętna, gdybym nie przywiązała się tak bardzo do "Cinder".

Historii takich jak w "Cinder" znamy wiele, ale bardzo je lubimy- odrzucana przez społeczeństwo/ rodzinę bohaterka stawia czoła przeciwnościom, podbija serce chłopaka, okrywa swoją wyjątkowość i musi walczyć o to, co kocha. Schemat zgrany do granic możliwości, ale dobrze poprowadzony przez autorkę naprawdę wciągał. 


Pierwsza część sagi fajnie wprowadzała nas do świata bohaterów, pozwalała nam go poznać, ale z drugiej strony autorka nie przytłoczyła czytelnika masą różnych niuansów. Dowiadujemy się tyle, ile jest nam potrzebne, by rozumieć zasady rządzące tym światem i wyłapać kilka różnic w stosunku do naszego, ale to tyle. Dla niektórych ta ubogość świata przedstawionego może być wadą, nawet dużą, ale dla mnie nie była problemem- oszczędne opisy raczej mi odpowiadały. Sama historia była dość prosta, ale mimo wszystko bardzo angażująca. Podobała mi się ta futurystyczna rzeczywistość, motyw plagi, zawirowania polityczne, ale przede wszystkim pokochałam bohaterów- Cinder, Kaia, Peony, a także Iko. Każda z tych postaci miała dobrze nakreśloną osobowość, plany, pragnienia i motywacje. Byli też tak zwyczajnie sympatyczni- nie była to kolejna powieść o bucach, których autorka kreuje na milutkie osoby. 

Niestety "Scarlet", choć tak wyczekiwana, trochę mnie zawiodła. I nie twierdzę, że to jest zła książka, ale po prostu ja się nie do końca odnalazłam w tej historii. Kiedy ciężar narracji został zdjęty z Cinder, a został przeniesiony na Scarlet, miałam wrażenie, że choć czytam znaną mi historię, to nagle przestała mnie ona obchodzić. Losy Cinder bardzo mnie zajmowały, a losy nowej, zupełnie obcej mi postaci już nie bardzo. Tak jak Cinder była postacią z krwi i kości (i kilku metalowych części), to Scarlet była postacią żadną. Autorka nie dała mi czasu, abym poznała nową bohaterkę, akcja rozkręca się błyskawicznie i choć czytając dalej, w końcu dowiadujemy się nieco więcej jaką osobą jest Scarlet, to dla mnie było już za późno, żebym ją polubiła. Byłam po prostu zirytowana czytaniem o bohaterce, z którą w ogóle nie jestem związana. Scarlet nie jest złą postacią- jest inteligentna, może nieco naiwna, ale dość sympatyczna i odważna. Może gdyby autorka dała nam ją poznać nieco lepiej i wstrzymała się trochę z wartką akcją, to łatwiej byłoby mi ją szczerze polubić. Paradoksalnie jej relacja z Wilkiem- jej towarzyszem bardzo mi się podobała i bardzo mnie zaangażowała. Ale chyba tylko dlatego, że tak bardzo polubiłam drugą z tych postaci.


Marissa Meyer nie porzuciła wątku Cinder, a także Kaia. Ale absolutnie najgorsze jest to, że gdy już czytamy o Cinder, to okazuje się, że stała się ona zupełnie inną postacią. I nie wynika to ze zmian jakie w niej zaszły, ale po prostu staje się okropną osobą. Usiłuje kontrolować swoje nowe moce, ale tak naprawdę w ogóle nie ma skrupułów używając ich we własnym celu. A robi to przy każdej sposobności. Narzuca innym swoją wolę nie bacząc na konsekwencje. Jej moralność wzięła sobie urlop. Trochę straciłam przez to do niej serce. To jak traktuje swojego towarzysza, też woła o pomstę do nieba. Momentami zupełnie nie mogłam rozpoznać w niej dawnej Cinder.

No właśnie, w 2 tomie mamy kilku nowych bohaterów. Najważniejsi z nich to babcia Scarlet, Wilk- jej nowo poznany "kolega", a także kapitan Thorne, którego losy związane są z Cinder. Babcia jest kołem zamachowym całego wątku Scarlet- jej zaginięcie jest głównym problemem dziewczyny, która usilnie stara się ją odnaleźć, a widząc, że nie może liczyć na policję, w końcu bierze sprawy w swoje ręce. Jej losy krzyżują się z Wilkiem, tajemniczym typem spod ciemnej gwiazdy, ale w istocie dosyć sympatycznym. Jeśli z tych 3 nowych postaci kogoś polubiłam, to był to właśnie Wilk. Nasz tajemniczy poczciwiec razem z Czerwonym Kapturkiem wyruszają na poszukiwania babci. W trakcie swojej wyprawy rzecz jasna zdąży połączyć ich płomienne uczucie, które niestety zostanie wystawione na próbę, gdy okaże się, że Wilk tak naprawdę jest "podwójnym agentem". W ostatecznym rozrachunku okazuje się jednak tym dobrym, co mnie ucieszyło, bo jest jednym z jaśniejszych punktów w tej opowieści. Kapitan Thorne z drugiej strony jest postacią żadną. Cinder poznaje go uciekając z więzienia i właściwie ciężko stwierdzić dlaczego autorka postanowiła wprowadzić tę postać. Na początku autorka kreuje go na bawidamka i cwaniaczka, ale właściwie bohater zmienia swój charakter zależnie od potrzeb fabuły. Cały czas miałam wrażenie, że został on wprowadzony tylko po to, aby Cinder miała się do kogo odzywać. 

Momentem kulminacyjnym jest spotkanie dwóch ekip- Cinder i Thorne'a, a także Scarlet i Wilka, i ich wspólna ucieczka. Szkoda, że w całym tym zamieszaniu babcia Scarlet została uśmiercona- wydawała się być bardzo intrygującą personą o ciekawej przeszłości. Z drugiej strony zagadki przeszłości, jakie bohaterowie muszą rozwiązać, znalazłyby zbyt łatwe rozwiązanie ;) Nasi bohaterowie zatem łączą siły, tylko biedny Kai nadal samotnie boryka się ze swoimi cesarskimi problemami. Królowa Levana, poprzez ataki sfor księżycowych wilkołaków w końcu przekonuje go do małżeństwa. Marvel mógłby się uczyć od Marissy Meyer pisania czarnych charakterów- Levana jest absolutnie koszmarna- mam nadzieję, że nasi bohaterowie znajdą na nią jakiś sposób. 


Jestem ciekawa kolejnych dwóch tomów, ale tak, jak na Scarlet dosłownie się rzuciłam, jak tylko dostałam ją swoje łapki, to przy kolejnych chyba postaram się nieco pohamować swój entuzjazm. Przed nami losy Roszpunki oraz Królewny Śnieżki. Zobaczymy czy nowe postacie zdobędą moją sympatię i czy postać Cinder wróci na właściwe tory. 

Komentarze

  1. Nie czytałam żadnego z tych tomów, ale przymierzam się do nich i kiedyś wreszcie uda mi się poznać i zrozumieć, o co chodzi z tą całą sagą księżycową. O Levanie słyszałam dużo dobrego (w sensie złego, ale dzięki temu jawi mi się ona jako naprawdę świetna czarna postać), o Wilku też coś mi się o uszy obiło. Zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto sięgnąć po tę sagę, może ma kilka problemów, ale jest bardzo sympatyczna i nie jest głupia. Pierwszy tom był dla mnie bardzo dobry, drugi nieco mniej mi się podobał, ale nadal czytało mi się go miło :) Zobaczymy co będzie dalej :)

      Usuń
  2. Też się do niej przymierzam, ale może poczekam jeszcze trochę, aż wszystko pojawi się w języku polskim ;) Bardzo fajna recenzja. Zachęciłaś mnie jeszcze bardziej do przeczytania ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekanie na wszystkie części to chyba dobra strategia, bo wtedy masz jakąś ciągłość- ja chyba przed kolejnymi tomami będę musiała sobie odświeżyć te dwa ;) Ale seria jest warta uwagi, tego jestem pewna :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty