Facebook

50 twarzy erotyków: "Prosty układ" K. A. Figaro

Dawno nie byłam tak szczęśliwa, że skończyłam czytać książkę... Serio. Sięgając po erotyk nie spodziewałam się cudów- chciałam poczytać coś innego niż zwykle, trochę się oderwać i może pośmiać. Tak jak swojego czasu przeczytałam "50 twarzy Greya" i nieco szyderczo sobie pochichotałam, to spodziewałam się podobnych "przeżyć". E.L. James zapoczątkowała falę powieści erotycznych, która nadal wyrzuca na brzeg coraz to nowe pozycje. Czasem jest to perła, czasem kłoda, a czasem reklamówka. Sięgnęłam więc po jedną z propozycji od Czytampierwszy.pl: "Prosty układ" K.A. Figaro iiiii..... to był błąd. 

Nie chcę wylewać wiadra pomyj na tę książkę, naprawdę nie to jest moim celem, ani celem tej recenzji. Ale chyba nie mam nic dobrego do powiedzenia na jej temat. No, okładka jest ładna- ale to koniec dobrych stron. 

Najgorsze jest to, że chciałam podejść do tej książki na luzie, trochę pośmieszkować, ale nie mogłam, bo ostatecznie byłam strasznie, ale to strasznie poirytowana- zarówno warstwą językową i stylem autorki, jak i bohaterami oraz wydarzeniami przedstawionymi w książce. A już kompletnym gwoździem do trumny "Prostego układu" jest moim zdaniem bezczelne kopiowanie "Pięćdziesięciu twarzy Greya". To już nawet nie są nawiązania, ale po prostu kopia tych samych wydarzeń z innymi bohaterami. A są oni, jakimś cudem, jeszcze gorzej wykreowani niż w dziele E.L. James. 

Jeszcze jedno, bo zaraz zacznie się jatka- nie krytykuje osób, które sięgają po erotyki i lubią je czytać. Nie krytykuję też autorki, że chciała poświęcić swój czas na napisanie książki tego rodzaju- na pewno kosztowało ją to dużo pracy i może ona jest dumna z tej powieści- absolutnie nie chcę odbierać jej radości, czy poczucia satysfakcji z powodu jej publikacji. No Grupę Wydawniczą Foksal to już trochę gorzej oceniam, ale dobra- wydajecie to, co się sprzedaje, rozumiem. "365 dni" sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, to czemu i nie "Prosty układ"? 


Słowo o fabule: "Grey po polsku"- i na tym mogłabym zakończyć opis fabuły, bo to jest dokładnie ta sama historia. Bohaterka nazywa się Łucja- jest niezbyt zamożną studentką, a nasz boski i bogaty dżolo manolo to Dymitr. Poznają się, on proponuje jej układ, że będą spełniać swoje seksualne fantazje, ale potem rozchodzić się każde w swoją stronę. Żadnego związku, tylko seks. Odmianą jest to, że w ogóle nie mamy tu wątku BDSM. Ona zaczyna do niego czuć coś więcej, on w sumie też jest bardzo zaborczy w stosunku do niej, chociaż teoretycznie ich układ gwarantuje im obojgu, że mogą spotykać się z innymi osobami. Ale wiecie- facet to sobie może poszaleć, ale kobieta to już nie daj Bóg! 

Nie sądziłam kiedyś, że docenię "50 twarzy Greya", za podejście do spraw seksu, ale właśnie nadszedł ten wiekopomny moment! Anastazja (przynajmniej z tego co pamiętam) nie była w żaden sposób oceniana dlatego, że chce uprawiać seks- i to jakikolwiek, nie tylko ten z rodzaju BDSM. Łucja niestety już tego szczęścia nie ma- ona jako kobieta mająca swoje potrzeby, zostanie nie raz i nie dwa oceniona jako dziwka, prostytutka, dosłownie niewyżyta wariatka. Halo autorko! Jest 21 wiek- potrzeby seksualne kobiet i mężczyzn są równie ważne! Kobieta ma takie samo prawo do realizowania swoich fantazji seksualnych i nie należy jej za to oceniać gorzej niż mężczyzny. 

Same sceny seksu opisane są bardzo podobnie jak w Greyu- łącznie z "rozpadaniem się na kawałki". Nie ma tylko programu wirowania w pralce... Co więcej, jeśli przeczytacie jedną, to reszta jest dość podobna. Autorka ciągle używa tych samych określeń, co przy każdej kolejnej scenie erotycznej było coraz zabawniejsze. Ale muszę oddać K. A. Figaro, że nie są to sceny opisane prostacko, czy też wulgarnie.  


Styl autorki jest dość ciężki- jest debiutantką, więc prawdopodobnie wymaga to po prostu trochę pracy. Książka jest bardzo ekspozycyjna- dowiadujemy się o bohaterach miliona rzeczy, które w ogóle nie są istotne dla fabuły. Dialogi są średnie, chociaż widywałam gorsze- cierpią na ten sam problem co opisy- są bardzo informacyjne, czasem jest w nich kilka słów czy zdań za dużo (takich nie na temat), ale ostatecznie brzmią dość naturalnie. Niestety bohaterowie czasem zwracają się bezpośrednio do czytelników, co jest dziwne. Książka początkowo publikowana była na Wattpadzie i troszkę widać tu styl zbliżony do tego, jaki odnajdziemy w fanfikach. 

O! Właśnie doszukałam się jakiejś zalety tej książki! Mianowicie, bohaterowie nie żyją w próżni- nie jest tak, że są tylko oni dwoje, a cały świat nie istnieje. Mają rodziny, znajomych, rodzeństwo, którzy biorą udział w toczących się wydarzeniach. Łucja ma też bardzo fajnych rodziców, z którymi ma dobry kontakt i którzy rzeczywiście się o nią troszczą. Przyjaciółki bohaterki są dobrze nakreślone, chociaż są koszmarnymi doradczyniami. Widząc jak opresyjny i osaczający główną bohaterkę jest Dymitr, mimo wszystko wpychają mu Łucję w ramiona. Gdyby dziewczyna słuchała resztek swojego rozsądku zamiast przyjaciółek, to wyszłaby na tym o niebo lepiej. Samą Łucję, mimo jej zupełnie niezrównoważonego zachowania, można polubić- wydaje się być dobrą dziewczyną, która po prostu nie ma za grosz silnej woli i rozsądku. 

Z kolei Dymitr jest postacią na wskroś toksyczną i właściwie jest to co najmniej niepokojące. Grey wzorem chłopaka też nie był, ale mimo wszystko nie rzucał się na Anastazję z łapami, tak jak Dymitr na Łucję. Bohaterka po kilkanaście razy mówi mu, żeby się od niej odczepił, żeby jej nie dotykał, nie obmacywał i tak dalej, ale on w ogóle wtedy nie wyhamowuje. Wręcz przeciwnie- odmowa bohaterki (wielokrotna!) jakby motywowała go do działania. Znacie ten mechanizm, prawda? Jak dziewczyna mówi nie, to naprawdę tylko się droczy i mówi tak. To jest nieustanne odtwarzanie tego typu zachowania. I uważam to za szkodliwe. W książce często sytuacja ma się tak, że np. Dymitr wbrew woli Łucji całuje ją, ale autorka opisuje nam uczucia bohaterki w ten sposób, że w sumie ona nie ma nic przeciwko. Ale nie to wynika ze słów, które bohaterka kieruje do swojego toksycznego adoratora, więc właściwie z perspektywy obserwatora można by uznać jego działania za molestowanie seksualne. 

Dymitr śledzi bohaterkę, osacza ją z każdej strony, kontroluje każdy jej ruch i nawet w swoje działania wplątuje jej przyjaciół i rodzinę. Jego zachowanie jest na tyle niepokojące, że miejscami czułam się, jakbym czytała thriller. W ogóle, to jest myśl- może autorka powinna skierować się literacko w stronę tego gatunku? Rozpatrując "Prosty układ" jako thriller, chyba miałabym książce mniej do zarzucenia. 

Nie podoba mi się kreowanie toksycznych relacji jako romantycznych. To niebezpieczne, krzywdzące i szkodliwe. Ale co ciekawe, inne postaci męskie w książce wypadają bardzo sympatycznie. Jest tu co najmniej 3 naprawdę fajnych chłopaków, którzy byliby o wiele lepszą partią niż Dymitr. Mam wrażenie, że autorka kreując główną postać męską, po prostu przesadziła. Gdyby Dymitr był mniej opresyjny i osaczający główną bohaterkę, to cała ich relacja, a co za tym idzie książka, byłyby lepsze.  

Ja nie wiem gdzie był mój rozsądek, kiedy wybierałam tę książkę z Czytampierwszy- chyba dałam się trochę zmanipulować, bo tak mocno ją promowali. Żałuję strasznie, dlatego jeśli po mojej recenzji stwierdzicie, że nie jest to książka dla Was, to naprawdę po nią nie sięgajcie- nawet z ciekawości, czy rzeczywiście to jest tak złe. Chyba, że akurat lubicie tego typu książki- moje poglądy są sprzeczne z przesłaniem autorki, ale może Wasze akurat nie. Da się polubić pewne elementy powieści i znaleźć trochę jasnych stron, ale dla mnie jest ich za mało, żeby mówić o "Prostym układzie" jak o dobrej książce. 

Komentarze

Popularne posty