Facebook

Marcelka czyta i marzy: "Marzyciel. Strange the dreamer" Laini Taylor

Marcelka czyta i marzy o nieco lepszej książce, niż ta, którą dostała w swoje łapki. Widziałam tyle pozytywnych, a wręcz pochwalnych recenzji na temat "Marzyciela", że myślałam, że to będzie książka mojego życia. Teoretycznie bohater- nerd i bibliotekarz, wielka podróż, tajemnica w tle, nowy, nieznany świat, magia... i wiele, wiele innych całkiem dobrych elementów, powinny być przepisem na książkę dobrą, ciekawą, taką, w której świecie chciałoby się zamieszkać. I choć powieść, mimo wszystko, bardzo mi się podobała, to mam z nią kilka problemów.
Okładka tak piękna, że aż chce się na nią patrzeć godzinami

Czytanie "Marzyciela" mogłabym właściwie podzielić na etapy:

1. Etap: Nieprzystosowanie: książka jest napisana bardzo pięknym, poetyckim językiem, obfitującym w metafory, porównania, piękne epitety i co tam jeszcze z języka polskiego kojarzycie ;) Problem w tym, że jest to po prostu przesadzone. Na początku, trudno przebić się przez barierę języka- autorka strasznie komplikuje nam czytanie. Gdyby zredukować opisy do jakiejś akceptowalnej ilości, to treść książki można by zmieścić na 200 stronach, a nie 500. Ale może się czepiam, bo ze mnie jest konkret baba i nie bardzo lubię takie bajanie? Was może to zachwycić :)

2. Etap: Wciągnięcie: gdy już przyzwyczaimy się, że jedna prosta czynność bohatera opiewana jest na 10 stron, bo #nadmiarśrodkówstylistycznych, to zaczynamy z zainteresowaniem śledzić akcję. Główny bohater- Lazlo Strange (nie Doctor Strange, nie! to nie Marvel, przysięgam!) jest kochanym nerdem, prostolinijnym, ale inteligentnym i dobrym. Nie brak mu jednak męskości, ale w takim dobrym znaczeniu, a nie zgrywania maczo. Bardzo łatwo można go polubić i z pewnością mu kibicujemy. Ale jak się okazuje podczas lektury, książka ma nie tylko jednego głównego bohatera- o czym jakoś nikt nie wspomina. I nie jest to spoiler- Sarai, bo tak ma na imię nasza druga bohaterka, pojawia się bardzo wcześnie w książce. I chyba nawet częściej śledzimy jej losy, niż Lazla. To z pewnością rzecz, o której warto by wspomnieć? Szczególnie, że Lazlo jest takim typowym Harrym Potterem (wiecie, sierota, właściwie pozornie nikt wyjątkowy, ale jednak przeznaczony wyższym celom), to Sarai jest bardzo dobrze skonstruowaną bohaterką- jest wyrazista, ale nie przerysowana.

Czasami śledzimy też losy innych bohaterów i to na nich skupia się narracja w niektórych rozdziałach- plus jest taki, że każda z tych postaci jest wyjątkowa, ciekawa i ma własny charakter i motywacje. Świat przedstawiony również jest mocną stroną dzieła Laini Taylor- nie jest przekombinowany, zasady nim rządzące są dość logiczne, nic nam tu nie zgrzyta. Nie mamy też problemu z zapamiętaniem nowych nazw rzeczy, miejsc i stworzeń- każdy element dostaje przecież długaśny opis ;) Nie odmówię też oryginalności- z niektórymi motywami nie spotkałam się nigdy (nie żebym wszystkie książki świata przeczytała, ale trochę ich było).

3. Etap: Znużenie: do przeczytania ostatnich 70 stron zabierałam się kilka dni. Byłam tak przesycona tym światem, że chciałam, żeby ta książka po prostu się już skończyła. Książka jest długa, 500 stron to nie przelewki, szczególnie że to głównie opisy. Jak na ironię, samych wydarzeń jest naprawdę bardzo malutko, a i z dialogami bieda. Chyba dlatego mam wrażenie, że książka jest przegadana. Po skończeniu nie patrzyłam na nią z obrzydzeniem, ale poczułam ulgę, że mogę skoczyć sobie do innego świata i innej powieści.

Książka, pozwólcie, że to jeszcze raz podkreślę, mimo wszystko mi się podobała. Na pewno sięgnę po drugą część i z przyjemnością powrócę do tego świata. Szczególnie, że książka kończy się w bardzo interesującym momencie. I uważam, że jest dobra, ale po prostu z małymi "ale". Spokojnie może po nią sięgnąć i młodszy czytelnik i starszy- każdy znajdzie tu wątki dla siebie. Wszystkie okrutne elementy będące związane z historią głównego miejsca akcji- Szlochu, są napisane w taki sposób, że młodszy czytelnik może się nie zorientować o co chodziło. Starszy za to będzie miał gęsią skórkę. Podobnie z "momentami"- nie jest to "Gra o tron", nie spodziewajcie się nie wiadomo czego ;) Jezu już sobie wyobrażam te opisy jakby przyszło co do czego... ;)

Ostatnia rzecz, która zasługuje na uwagę i uznanie, pochwalne pieśni i długaśne opisy, to sposób wydania- "Marzyciel" jest wydany tak przepięknie, że aż z przyjemnością się na niego patrzy. Piękna złota ćma na okładce, ten głęboki błękit... nawet w środku mamy nieco graficzek, a rozdziały rozpoczynają się wręcz przepięknie. Jeśli kochacie ładne okładki- kupujcie. Nawet oryginalna okładka nie jest tak ładna jak nasza :) Brawo SQN! Świetna robota! 

I nie przywiązujcie się zbytnio do mojego marudzenia, ja po prostu piszę o rzeczach, które mnie rażą. Ja osobiście tracę powoli zaufanie do czysto pochwalnych recenzji, bo żadna książka (no prawie żadna) nie okazuje się potem aż tak dobra.

Komentarze

Popularne posty