Facebook

Marcelka czyta i się wkurza: "To zdarza się tylko w filmach" Holly Bourne

Dawno żadna książka mnie tak nie rozeźliła. Zapowiadało się dobrze, początek czytania przebiegał bez większych irytacji. Ale wraz z upływem stron ta irytacja rosła. Do takiego stopnia, że miałam ochotę cisnąć książkę przez okno. Jest to szczególnie przykre, że widzę w tej książce zmarnowany potencjał. 

To nie będzie pozytywna recenzja- jeśli lubicie tę książkę i Wam się podobała, to absolutnie macie do tego prawo i trochę Wam zazdroszczę. Książka z motywem filmowym brzmiała jak spełnienie marzeń- uwielbiam filmy i nawiązania popkulturowe zawsze mnie niesamowicie bawią i przywiązują do książki. Ale nie tym razem...


Nie chcę też mówić, że książka nadaje się do wysłania w kosmos, bo ma kilka mocnych elementów, ale na Thora, co ja do cholery przeczytałam?! Recenzje "ludzi internetu"bardzo pozytywnie nastawiły mnie do tej książki. Ale tak bardzo, bardzo. Wręcz nie mogłam się doczekać kiedy dostanę ją w swoje łapki. Miało być zabawnie, wbrew schematom, z trudnymi dla młodych ludzi tematami. I momentami tak jest, ale mimo że książka miała być czymś innym, jest dokładnie taka sama jak reszta. O ile nie bardziej- użyję mocnego słowa- szkodliwa. 

Bohaterką jest Audrey- całkiem rezolutna, miła dziewczyna, której zainteresowania obracają się w okół aktorstwa. Boryka się ona jednak z kilkoma problemami, które ciężko nawet nazwać nastoletnimi. Została porzucona przez chłopaka, w domu musi zmagać się w pogrążonej w depresji matką, musi być tą dorosłą, dlatego postanawia znaleźć pracę żeby uciec od swoich problemów. Jest właściwie pozostawiona sama sobie przez matkę, ojca który odszedł do innej kobiety, a także starszego brata. Odsunęła się od przyjaciółek, jest wycofana z życia szkolnego- porzuciła nawet ukochany przez siebie teatr. Jako bohaterka powieści jest osobą, której chce się kibicować. Bo jest dziewczyną taką jak my, chociaż jej życie nie jest takie łatwe i nieskomplikowane jak to w powieściach czasem bywa.

Ale niestety w nowej pracy, w kinie, Audrey poznaje Harry'ego. Największego dupka o jakim czytałam od dawna. Ten bohater to dla mnie osobiście, nie żaden obiekt westchnień kreowany na zawadiakę i podrywacza, on po prostu taki jest i nie ma w nim żadnej lepszej strony. Niby tam autorka próbuje mu nadać nieco głębi, ale ostatecznie efekt jest dramatyczny. Brrr... aż mam ciarki obrzydzenia. I oczywiście nasza biedna Audrey i jej perypetie miłosne wpadają w totalnie oklepany schemat, ale pod płaszczykiem, że przecież ich relacja jest taka wyjątkowa. Schematy w kilku momentach są przełamane, ale w tych najważniejszych, nie dzieje się fabularnie nic oryginalnego. 

Coś mi się chyba musiało podobać, skoro skończyłam książkę? Podobał mi się wątek pracy w kinie, bo sama mam za sobą takie doświadczenie :) Pracowałam w Cinema City w Bydgoszczy około pół roku i bardzo miło wspominam ten czas. Fajnie było sobie przypomnieć najlepsze momenty tej pracy, a przy tych najgorszych pokiwać ze zrozumieniem głową. Sama bohaterka również przytrzymała mnie przy tej książce, zresztą ciekawa byłam czy skończy się to tak jak zwykle czy może nieco inaczej. Jak jest, nie będę Wam zdradzać ;)

Wątek domu rodzinnego Audrey, jest absolutnie męczący. Przypominał mi nieco kłopoty rodziny Cat z "Fangirl" Rainbow Rowell, ale tak, jak tam poprowadzone to było bardzo dobrze- na poważnie, ale nie przytłaczająco, tak tutaj, było dobijająco. I jeszcze jedna rzecz, która mnie dosłownie zniesmaczyła, to kumpel głównej bohaterki. Który jest GEJEM!!!! Autorka stwierdziła, że to będzie jego jedyna cecha charakteru. Najlepsze jest to, że autorka najpierw daje nam pouczające fragmenty pracy zaliczeniowej Audrey, w której krytykuje ona najgłupsze filmowe klisze, i mówi nam, że nie można w ten sposób kreować bohaterów, że przyjaciel głównej filmowej bohaterki jest stereotypowym gejem. Po czym robi dokładnie to samo. Kolejny powielony schemat, który autorka raczyła obśmiać 5 stron wcześniej. Takie traktowanie bohaterów zakrawa na usilne odhaczenie z listy wprowadzenia różnorodności i epatowanie "tolerancją". Tylko prawdziwa tolerancja nie polega na tym, że wprowadza się postać homoseksualną (lub jakąkolwiek inną ze środowiska LGBT+ lub mniejszości etnicznych) na siłę, ale na tym, że traktuje się ją z szacunkiem przez odpowiednie zarysowanie tej postaci.

No dobra, a teraz moment prawdy... "To zdarza się tylko w filmach" tak naprawdę nie podobało mi się dlatego, że autorka obraziła filmy Marvela... Tak, właśnie dlatego jestem oburzona- jeśli pani Holly atakuje filmy, które emocjonalnie angażują mnie bardziej niż cokolwiek innego, to ja jestem co najmniej urażona. A ona śmiała obśmiać te filmy, sprowadzić je do kategorii zwykłych popcorniaków, nie zważając na to, że są popkulturowym fenomenem! Okej, mam nadzieję, że wiecie, że nie piszę totalnie serio, ale troszkę to był taki gwóźdź do trumny dla mojej pozytywnej opinii o tej książce. Obraża pani mój mózg, obraża pani moje filmy! Co jeszcze pani obrazi, Pani Holly?!

Chyba już skończę, bo czuję, że mi ciśnienie wzrasta na samo wspomnienie głupotek tej książki. Nie polecam jej jakoś szczególnie, wręcz bym ją odradzała, bo uważam, że momentami jest bardzo toksyczna- szczególnie dotyczy to relacji Audrey i Harry'ego oraz jej relacji rodzinnych. Hmmm... czyli wszystkiego właściwie, bo to dwa najważniejsze wątki. UPS! Nawet nie chce mi się myślami wracać do tej książki na potrzeby ten recenzji. Najchętniej wyparłabym ją z pamięci. 

Komentarze

Popularne posty