Facebook

Marcelka obejrzała film, a teraz czyta: "Twenty times a lady" Karyn Bosnak

Nigdy nie czułam potrzeby aby czytać po angielsku. Co uznaję za strasznie głupie z mojej strony, bo dzięki temu z pewnością podszkoliłabym język, sprawdziła, co chciał mi przekazać autor, bez pośrednika w postaci tłumacza lub po prostu nie musiałabym czekać wieki na polskie wydanie. Zawsze grzecznie czekałam na książkę wydaną u nas, bo jeśli już słyszy się o jakiejś zagranicznej pozycji, to zwykle zyskuje ona na tyle duży rozgłos, że prędzej czy później jakieś wydawnictwo decyduje się na zakup praw autorskich. A jeśli coś nie zostało wydane u nas, to cóż- trudno. Przecież jest jeszcze tak wiele innych książek do przeczytania ;) Wydawało mi się, że to zupełnie logiczne i rozsądne myślenie. Dopiero "ludzie internetu" pokazali mi, że czytanie po angielsku to nie jest aż takie przedsięwzięcie, jak mi się wydawało. Jest wiele księgarni, zarówno polskich, jak i zagranicznych, gdzie książki w oryginale nie kosztują milionów monet, tylko tyle, co książki u nas. Czasem przesyłka trwa nieco dłużej, ale ściągnięcie wyczekiwanej książki nie jest już problemem. A jeśli szukamy starszych pozycji, to warto zerknąć na allegro- można tam dostać prawdziwe perełki za grosze.

I po tym długim wstępie przejdę w końcu do rzeczy- jaką jest rzecz jasna recenzja książki. Przeczytanej właśnie w języku angielskim. Nie był to zbyt "ambitny" wybór, ale właściwie bardzo rozrywkowy :) Sięgnęłam po książkę Karyn Bosnak "Twenty times a lady", a dorwałam ją na allegro. Przeczytałam ją dlatego, że strasznie lubię film, który powstał na jej podstawie- "Ilu miałaś facetów" (What's your number?) z Anną Faris i Chrisem Evansem w rolach głównych. To jest durna komedia romantyczna- nie ma co tu kryć, ale jest tak zabawna i urocza, że bardzo ją lubię. Co więcej doceniam przesłanie, że facet który wydaje się idealny, niekoniecznie może nas uszczęśliwić. Oraz, że ważniejsze jest, żeby ta druga osoba akceptowała nas takimi, jakimi jesteśmy, a nie tą "super" wersję nas, którą chcielibyśmy być. I być może obejrzałam ten film po raz pierwszy z bardzo płytkich pobudek, jakimi było podziwianie urody i talentu Chrisa Evansa, ale zostałam dla fabuły i całkiem uroczej relacji głównych bohaterów. I dla postaci drugo- i trzecioplanowych - serio, to jak zlot superbohaterów incognito :P Pojawia się tu Chris Pratt, Anthony Mackie, Martin Freeman, Zachary Quinto, a na dokładkę Andy Samberg i Joel McHale. Pewnie się zastanawiacie co to plejada facetów robiła w filmie? Otóż nasza główna bohaterka- w filmie Ali, w książce Delilah Darling- postanawia odnowić znajomości ze swoimi eks- chłopakami i zobaczyć, czy może któryś z nich nie nadaje się aktualnie na "tego jedynego". Jej założenie jest proste- ludzie się zmieniają- może i jej dawni znajomi również? A zależy jej na tym dlatego, że nie chce wydłużać swojej listy facetów z którymi spała, ponad 20 nazwisk. Bo przeczytała artykuł w jakimś kobiecym pisemku- tak, to nie ma sensu, wiem ;) Z podobieństw między książką a filmem mamy jeszcze ślub siostry głównej bohaterki, a także dość wścibską matkę. I seksownego sąsiada Colina ;) 

Ale już naprawdę skupiając się na książce, to lista różnic między pierwowzorem a filmem jest bardzo duża. Jednak zarówno film, jak i powieść są raczej udane. Nie są to dzieła najwyższych lotów, ale mają uroczych bohaterów, którym się kibicuje, a także dobry morał. Książka dużo bardziej skupia się na postaci samej głównej bohaterki Delilah i jej osobistej podróży pełnej wspomnień i nieudanych związków. Jest to właściwie opowieść drogi- dziewczyna wsiada w samochód, z pieskiem adoptowanym przy okazji jednego z polowań na byłego chłopaka, i wyrusza w podróż życia. Aby cieszyć się lekturą tej książki, trzeba zaakceptować pewną rzecz- Delilah jest kompletnie szalona :) Jej sytuacja życiowa bardzo się zmienia, traci pracę, a jej w głowie tylko poszukiwanie  ukochanego z którym mogłaby spędzić resztę swoich dni. Ostatnie życiowe oszczędności poświęca na zrealizowanie swojego pokręconego celu i to, co wyprawia po drodze przechodzi ludzkie pojęcie. Jednak, jeśli zdołamy mimo tego polubić bohaterkę, można się podczas lektury naprawdę dobrze bawić. Faceci z którymi się umawiała są tak osobliwymi postaciami, że każdy kolejny jest coraz bardziej absurdalny i zabawny. Absurdem właściwie ta powieść stoi- zastanawiam się, czy był to zamierzony efekt?


Co film zrobił o niebo lepiej, to pokazanie kiełkującego uczucia Ali/ Delilah i jej sąsiada Colina. W książce mieli oni szczątkowy kontakt, w dużej mierze telefoniczny, w filmie zaś spędzili ze sobą całkiem dużo czasu. W filmie można uwierzyć, że zakochali się w sobie- w książce nie bardzo. Karyn Bosnak zafundowała nam opowieść o tym, że nad relacjami z bliską nam osobą trzeba też nieco popracować, a potem oferuje nam zakończenie jak z bajki, gdzie książę już na nas czeka- musimy tylko go zauważyć. Zgrzyta mi to zakończenie, oj zgrzyta. Szczególnie, że gdzieś tam kryło się przesłanie, że niekoniecznie do szczęścia potrzebny jest Ci facet. Ale jak wszyscy wiemy, komedie romantyczne kierują się własnymi prawami.

Nie żałuję, że sięgnęłam po tę powieść- była zabawna, miejscami absurdalna, ale bardzo ciepła i rozluźniająca. To z pewnością idealna lektura na oderwanie się od codziennych trosk i zajęcie umysłu szalonymi przygodami bohaterki. Jeśli kiedyś uda Wam się dorwać egzemplarz- warto przeczytać :) Język jest też bardzo prosty, więc nie trzeba znać angielskiego na jakimś powalającym poziomie, żeby wszystko zrozumieć :) 

Komentarze

Popularne posty