Facebook

Marcelka czyta: "Gliny z innej gliny" Marcina Wrońskiego

Nie mogę powiedzieć, że żałuję przeczytania "Glin z innej gliny" Marcina Wrońskiego oraz jego 3 kolegów po piórze- Ryszarda Ćwirleja, Roberta Ostaszewskiego i Andrzeja Pilipiuka. Ale nie mogę też powiedzieć, że jakoś szczególnie mi się podobało. Jednak wciągająca i dobrze poprowadzona historia potrafi obronić się sama. Nie mam właściwie zastrzeżeń co do stylu autorów- bo udało im się wspólnie stworzyć bardzo jednorodne dzieło, w którym trudno by było wytknąć komuś odstawanie od reszty. Samo oddanie realiów różnych epok, sposobu mówienia, sytuacji politycznej i obyczajowości było dla mnie nie tylko interesujące, ale także miało dla mnie wymiar edukacyjny. Z lekcji historii często pamiętamy najważniejsze wydarzenia, ale nie zawsze mamy pojęcie o życiu w tamtych czasach. A tu autorzy doskonale i wcale nie nachalnie wprowadzali nas raz zarazem w realia odmiennych dekad.


"Gliny z innej gliny" to zbiór opowiadań, które są zwieńczeniem serii z Zygą Maciejewskim. Jest to piękne pożegnanie i hołd oddany postaci, nie tylko przez autora, ale także innych rozpoznawalnych panów ;). To dla samego autora musi być szczególne dzieło- oddał swojego bohatera w ręce kolegów i mógł się przekonać, jak oni poprowadzą jego postać. Jest to ciekawy projekt dla fanów serii, ale również osoby, które wcześniej nie miały styczności z autorem i serią, nie będą się czuć zagubione. Sprawne wplecenie ekspozycji w każde z opowiadań pozwala nam zorientować się w temacie i dowiedzieć czegoś o bohaterze, ale tak naprawdę najważniejsza jest zawsze sprawa kryminalna do rozwiązania. Zagadki są różne- od drobnych przestępstw, po próby zamachu, a także morderstwa. Na kartach powieści śledzimy losy policjanta Zygmunta Maciejewskiego- szorstkiego, twardego faceta, który nie patyczkuje się z przestępcami, a także często zagląda do kieliszka. Mimo, że mógłby być antypatycznym bohaterem, to właściwie od razu poznajemy go też od tej dobrej strony- jako solidnego, inteligentnego policjanta, któremu leży na sercu dobro obywateli Lublina (oraz gościnnie innych miast). Co więcej, jednym z najlepszych jak dla mnie elementów tej powieści, jest jego relacja z synem Olkiem- najpierw małym chłopcem, a potem również policjantem na tropie. Ich relacja jest trudna, skomplikowana, pełna gniewu i pretensji, ale równocześnie bardzo żywa, angażująca i interesująca dla czytelnika. Gdy Zyga w powieści ustępuje miejsca synowi, widać ich odmienność charakterów, ale i Olek jest porządnym gliną, któremu zależy na rozwiązywaniu spraw, a nie angażowaniu się w polityczne przepychanki.

W książce znajdziemy 8 opowiadań- 5 jest autorstwa Marcina Wrońskiego, a pozostałe 3 jego kolegów po fachu. Są one uporządkowane chronologicznie, a zaczynamy od Lublina lat 20 XX wieku, a kończymy w 2015 r. Na początku śledzimy losy Zygmunta Maciejewskiego, ale ostatnie opowiadania skupiają się już na jego synu- Aleksandrze. Te opowiadania przypadły mi do gustu chyba najbardziej- bo są po prostu bardziej "cywilizowane" i dzisiejsze. Co więcej również język tych bardziej współczesnych nam opowiadań jest przystępniejszy. Jak zaczęłam czytać, to bariera językowa na jaką natrafiłam początkowo bardzo mnie zaskoczyła. Na szczęście dość szybko przestawiłam się na dawniejsze słownictwo ;)

Ale napisałam we wstępie, że nie jestem szczególnie zachwycona, chociaż póki co chwalę i chwalę. Jest kilka elementów w tych opowiadaniach, które są dla mnie tak zniechęcające do lektury, że miałam momenty, kiedy chciałam odłożyć książkę i do niej nie wracać. Ale, jako że recenzuję ją w ramach inicjatywy czytampierwszy.pl, to czułam się zobowiązana skończyć powieść i solidnie ją omówić. Nawet jeśli dałam się porwać opowieściom i czytałam je z zainteresowaniem, to ten męski, brutalny świat nie jest do końca dla mnie. Traktowanie kobiet w tych opowiadaniach, jest tak parszywe, że aż robiło mi się niedobrze. Jeśli jesteś kobietą w świecie wykreowanym przez Marcina Wrońskiego, możesz być prostytutką, kurą domową, która ma obowiązek stać przy garach lub trzpiotką- idiotką zapatrzoną w tych wspaniałych, silnych i odważnych mężczyzn. Rozmowy facetów o kobietach, czy też "złote myśli" narratorów, były po prostu obrzydliwe- można po lekturze dojść do wniosku, że kobieta to nie człowiek, ale przedmiot służący tylko dla uciechy mężczyzn. Rozumiem doskonale, że autorzy nie piszą o czasach nam współczesnych, gdzie sytuacja kobiet nieco się zmieniła. Realia tamtych czasów może właśnie takie były, ale im bliżej współczesności, to ton narracji wcale się nie zmienia. 

Tylko jeden autor zdecydował się w ogóle na powierzenie kobiecie innych zadań niż sprawianie przyjemności mężczyznom i był to Robert Ostaszewski. On jedyny pozwolił Róży- życiowej partnerce bohatera, na odegranie ważnej roli w śledztwie, które udało jej się rozwiązać jeszcze przed Maciejewskim. Mimo, że musiała zostać uratowana przez naszego dzielnego policjanta, to wykazała się odwagą, zdecydowaniem i bystrością umysłu. Więc można stworzyć ciekawą i silną bohaterkę, nawet w tej konwencji? Można. Niestety była to chyba jedyna kobieca postać, której ktoś postanowił poświęcić więcej niż 5 obraźliwych linijek tekstu.

Po za złym traktowaniem kobiet, opowiadanie są też okraszoną dużą ilością antysemityzmu. Ponownie, rozumiem, że takie były realia tamtych czasów, ale z perspektywy dzisiejszego czytelnika czyta się to źle. Mam nadzieję, że to naprawdę tylko fikcja literacka, a nie osobiste poglądy autorów. Gdzieś spomiędzy kart powieści wychyla się też nieśmiało homofobia- to są dosłownie 2 zdania, ale ja je wyłapałam. I nie dlatego, że chciałam się przyczepić, ale dlatego, że aż tak biły po oczach.


Więc choć zagadki kryminalne mnie zainteresowały, mimo, że nie były to jakieś przesadnie skomplikowane śledztwa, to miałam problem z zaakceptowaniem przekazu tej książki. Mierzi mnie na myśl, że ktoś może czytać te opowiadania i być może przytakiwać bohaterom opowiadań, gdy obrażają kobiety, osoby homoseksualne lub Żydów. Chociaż może w swoich wnioskach posuwam się za daleko i wszyscy czytelnicy pana Wrońskiego są miłymi feministami wspierającymi społeczność żydowską i osoby ze środowiska LGBTQ... Ale chyba każdy starszy czytelnik zna nasze polskie realia, prawda?

Nie odnalazłam się w tym brutalnym świecie, ale z drugiej strony, nie mogę przejść obojętna obok tych klimatycznych i wciągających, opowiadań. Autorzy sprawili, że dałam się zainteresować ich opowieściami, bo widać jak na dłoni, że po prostu potrafią pisać. Potrafią poprowadzić akcję tak, żeby była interesująca, logiczna i spójna. Nawet jeśli mamy tu 4 autorów, to postać Zygi Maciejewskiego jest zawsze tak samo realistyczna i nie zmienia on charakteru w zależności od pisarza. Fantastyczny jest też przewijający się przez wszystkie opowiadania motyw zapałek, które zostały nawet dołączone do książki jako gadżet promocyjny. 

Czy mogę polecić Wam tę książkę? Myślę, że tak- ale mam nadzieję, że udało mi się ostrzec Was przed niektórymi elementami świata przedstawionego, które niekoniecznie są fair. Ale jeśli będziecie mieć to na uwadze, to myślę, że lektura "Glin z innej gliny" może dostarczyć Wam sporo mocnych wrażeń ;) 

Komentarze

  1. "Jeśli jesteś kobietą w świecie wykreowanym przez Marcina Wrońskiego, możesz być prostytutką, kurą domową, która ma obowiązek stać przy garach lub trzpiotką- idiotką zapatrzoną w tych wspaniałych, silnych i odważnych mężczyzn."

    To jedno zdanie wystarczyło, żebym nigdy po tę książkę nie sięgnęła. Mam dość męskiego pisarstwa w tym stylu, wraz z przybywającymi świeczkami na torcie coraz bardziej mnie to denerwuje i wreszcie czuję się na tyle samoświadoma, że oszczędzę sobie nerwów i rozbitych w złości talerzy><

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to nie rozumiem, jak można tak bez poszanowania pisać o kobietach (czy mówić)- każdy z facetów ma matkę, ciocie, siostry, dziewczyny, córki, ale nadal jedynym co widzą w nas, są cycki i dupa. Gdyby nie to, ta książka naprawdę byłaby spoko- takich polski Sherlock Holmes. Ciekawy, nieco mroczny bohater na tropie. Już w ogóle mogłoby być bez kobiet, jeśli w takiej formie mają się pojawiać jak tu. Jedynie jedno opowiadanie było pod tym względem okej, co paradoksalnie tylko podkreśliło jak bardzo reszta książki jest seksistowska.

      Usuń
  2. NIe znam twórczości tego pisarza ale nazwisko jest mi znane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gliny z innej gliny" to 10 część cyklu, więc na pewno gdzieś Ci kiedyś mignęły inne jego książki :) Szczególnie, że mają ładne okładki przykuwające wzrok :D

      Usuń
  3. Lubie kryminały, ale ostatnio nie trafiam na nic dobrego i to też nie wygląda dobrze. Nie wiem, co mnie bardziej zniechęca - nazwisko Pilipiuka czy opis fabuły... Podobno Kańtoch dobre pisze, ale ona jest tak specyficzna, ze też się jej boję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że ja wypadłam trochę z wybiegu- nie wiem kto obecnie pisze naprawdę dobre kryminały. Kilka lat temu zaczytywałam się w Agathcie Christie i Doylu, a potem jakoś ten temat mi się przejadł ;) Ale czytałam ostatnio Terapię Sebastiana Fitzka- choć nie najwyższych lotów- to był to dosyć intrygujący kryminał. I bardzo, bardzo wciągający :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty