Facebook

Marcelka i podróż do gwiazd: "Gemina" Amy Kaufman, Jay Kristoff

"Gemina" to na szczęście nie tylko ładna, przyciągająca forma, ale również całkiem dobra opowieść. Być może jest nieco infantylna i czasem bohaterom zbyt wiele się udaje, ale wrażenia z lektury można mieć jak najlepsze. Ja bawiłam się świetnie- gdy już zaczęłam czytać, to zupełnie się wciągnęłam i przeczytanie ponad 600 stron okazało się być szybkie niczym mrugnięcie oka. Mam szczerą nadzieję, że uda mi się Was przekonać, że warto dać szansę serii Amy Kaufman i Jaya Kristoffa ;)


Pierwszy tom serii Illuminae bardzo mi się podobał, chociaż drugi tom uważam bezsprzecznie za lepszy. Widać, że autorom udało się podszlifować swój pomysł, aby powieści przedstawić wyłącznie w formie raportów, maili, wiadomości i zdjęć. Nie ma tu zbyt wiele miejsca dla klasycznej narracji, ale i tak dzięki pomysłowości autorów możemy dobrze poznać przedstawiony świat i bohaterów. Jednocześnie jakimś cudem brak tu nachalnej ekspozycji- przy tak rozległej wizji przyszłości, wydaje się to być dużym osiągnięciem. Autorom udało się przekazać nam najważniejsze informacje, dawkując je w taki sposób, że nie mamy wrażenia, że czytamy szkolne wypracowanie. Niektórych rzeczy dowiadujemy się z czasem, ale musimy i sami pogłówkować. Illuminae było dobrym wprowadzeniem do serii- poznaliśmy świat dwójki bohaterów- Ezry Masona i Kady Grant, i to właśnie z nimi spędziliśmy czas podczas lektury. Sam fakt, że nie muszę wertować książki czy internetu w poszukiwaniu imion głównych bohaterów coś mówi- zapadają oni w pamięć i dają się polubić. Co jest dużym, dużym plusem- zachowują się jak typowi nastolatkowie- mają swoje humory, są nieco niedojrzali, butni i uparci, ale w gruncie rzeczy wiemy, że fajne z nich dzieciaki. Niestety atak na ich planetę i ewakuacja z niej szybko każde im dorosnąć i podejmować niemożliwe decyzje.


No właśnie, jeśli miałabym wyłonić jedną wadę serii, to kładzenie losów wielu osób na barkach nastolatków. W pierwszej części to Ezra i Kady ratowali swój świat, a w drugiej części to zadanie przypada nowym bohaterom- Hannie Donnelly i Niklasowi Malikovi. Nie odmawiam młodym ludziom inteligencji czy umiejętności, ale czasem cała czwórka bardziej przypominała super wytrenowanych asasynów, niż zwykłych nastolatków, nawet takich ogarniętych. 

Nowi bohaterowie byli dla mnie zaskoczeniem, ale ostatecznie muszę przyznać, że chyba polubiłam ich bardziej niż duet z Illuminae. Ale zdradzę Wam w sekrecie, że nie pożegnaliśmy jeszcze Kady i Ezry, oni też się w powieści pojawiają. Bohaterowie Geminy podążają starym, ale jarym schematem wzajemnej niechęci prowadzącej do głębszej relacji. Oklepane? Tak. Działa? Tak ;) Hanna i Niklas są zgryźliwi, bardzo ironiczni, mają duże poczucie humoru, ale nie można ich nie polubić. Co ciekawe, są też w pełni ukształtowanymi postaciami- nie przechodzą oni przemiany, czy nie dorastają na łamach książki. Od początku do końca są sobą, ale po prostu uczą się współpracować i nabierają do siebie wzajemnego szacunku. Hanna jest świetnym strategiem i wojowniczką, a mafijne tło rodzinne Niklasa też daje mu bogaty pakiet umiejętności, przydatnych podczas inwazji.

Podczas gdy Kady i Ezra na pokładzie Hypatii podążają do stacji skoku Heimdall w Illuminae, to w Geminie obserwujemy akcję właśnie z perspektywy tego drugiego miejsca. Jak się okazuje również stacja Heimdall ma duże kłopoty i zadaniem naszych bohaterów jest poradzenie sobie z sytuacją. 

Klimat książki jest niesamowity, to jak połączenie Jamesa Bonda, Strażników Galaktyki i Obcego. Autorzy nie raz i nie dwa zaskoczą nas swoimi pomysłami- które jasne, nieco zapożyczone z innych dzieł- jednak sklejają się tu w jedną całość. To wszystko działa na wyobraźnię. Co więcej autorom udaje się nas zaskoczyć- główny plot twist powieści uważam za GE-NIA-LNY! I didn't see that coming! Pomysł śmiały, skomplikowany, ale Amy Kauffman i Jay Kristoff udźwignęli to po mistrzowsku. Gdzieś tam uwierać może nadal bardzo duże szczęście bohaterów, tak jak zresztą w pierwszej części- niektóre rzeczy nie miały prawa iść po ich myśli- aż tyle szczęścia nikt chyba nie ma. Z drugiej strony, poczułam się przez chwilę, jakbym czytała Grę o Tron, bo każdy może zginąć i nikt nie jest do końca bezpieczny. 

Mimo dramatycznych wydarzeń, książka nie jest pozbawiona humoru- jest tu dosyć dużo żartów sytuacyjnych, postaci też są dowcipne, więc udało się autorom nie stworzyć patetycznej i nudnej powieści. Dużym plusem jest też dobre odwzorowanie języka młodych ludzi- można uwierzyć, że to nastolatkowie ze sobą rozmawiają. Gęsto i często lecą też przekleństwa (Kapitan Ameryka niech lepiej nie czyta), chociaż są ocenzurowane ;) Trudno się utożsamiać z bohaterami, bo dokonują rzeczy niemożliwych, ale cały czas ma się nadzieję, że im się uda.


Mimo bycia cholernie ciężką książką fizycznie (jest jak cegła- zabić kogoś można, serio), Gemina jest lekturą którą czyta się błyskawicznie- bo nie sposób się od niej oderwać. Ciekawa forma to zdecydowanie wartość dodana- nigdy nie spotkałam się z podobnym pomysłem na książkę. Wydanie zaskakuje jakością wykonania i starannością- podziękowania lecą w stronę Moondrive- to oni zorganizowali akcję wydawniczą, podczas której to czytelnicy zrzucali się na polskie wydanie. Mam nadzieję, że szybko taka akcja się powtórzy dla 3 części- "Obsidio". Szczególnie, że przy okazji dostaliśmy bardzo fajne gadżety związane z książką. Ja tam lubię takie bajery ;)

Podsumowując, zakup Geminy nie był błędem- czas na lekturze spędziłam wyjątkowo przyjemnie, dlatego i Wam ją polecam. Nie przerażajcie się ilością stron, czy też tematyką (być może nie każdy lubi książki s-f)- ta dobra historia na pewno Was wciągnie! 

Komentarze

Popularne posty