Facebook

Marcelka domaga się placka z kartoflanych obierek i czyta: "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" Mary Ann Shaffer, Annie Barrows

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Kartoflanych Obierek" to książka, do której z pewnością będę wracać jeszcze nie raz. Bardzo przypomina dzieła autorek, które niezmiernie cenię, jak np Lucy Maud Montgomery czy Jane Austen, ale nie jest ich kopią, a zupełnie nową historią, która z powodzeniem mogłaby zostać zaliczona do kanonu klasyki. Z drugiej strony, doskonale widać, że jest to dzieło współczesne- główna bohaterka- Juliet Ashton to silna, odnosząca sukcesy pisarka, która choć marzy o założeniu rodziny, nie ma zamiaru wychodzić za mąż z rozsądku. Książka jest również przepojona tolerancją, być może nieco zbyt dużą jak na realia tamtych czasów. 

Mimo, że akcja powieści toczy się w powojennej Anglii, to nie jest przepełniona patosem, bólem i zgorzknieniem. Autorki z szacunkiem potraktowały wojennych bohaterów i poległych, ale nie przytłaczały czytelnika ich cierpieniem. Każdy z bohaterów przeszedł wiele, szczególnie ciężko zdali się mieć mieszkańcy wyspy Guernsey, ale wszyscy zdołali zachować zachować pamięć o przeszłych wydarzeniach, nie zatracając przy tym siebie i swojej wrażliwości. A także poczucia humoru- książka jest miejscami bardzo dowcipna. 

Juliet Ashton dowiaduje się o losach mieszkańców wyspy Guernsey za sprawą Dawseya Adamsa, który kontaktuje się z nią listownie dzięki starej książce Juliet. Spragniony kolejnych dzieł autora Dawsey nawiązuje korespondencję z Juliet, a jego uroczy i nietuzinkowy list od razu oczarowuje młodą pisarkę. Kiedy po wojnie wyspa nie jest już odcięta od reszty świata, jej mieszkańcy łakną każdej nowinki, ale także chcą opowiedzieć swoją historię. W jednym z listów do Juliet Dawsey wspomina o założonym w czasie wojny Stowarzyszeniu Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Ta niecodzienna nazwa od razu przykuwa uwagę Juliet, która szuka inspiracji do napisania artykułu o czytelnictwie. Wsparcie, jakie dały mieszkańcom książki i wspólne dyskusje nad nimi, pozwoliły im nie podupaść na duchu, kiedy wydawało się, że czekać może ich tylko głód, cierpienie i zapomnienie. 

Powieść na charakter epistolarny, więc najdziemy tu tylko i wyłącznie korespondencję listowną bohaterów. Klasyczna narracja o dziwo, jest tu zbędna. Autorki bardzo sprytnie i z wprawą nakreśliły charaktery bohaterów poprzez ich listy i listy ich najbliższych. Doskonale poznajemy kluczowych bohaterów, ale nawet Ci drugoplanowi mają swoje własne charaktery i historie do opowiedzenia. Początkowo bałam się, że przy tak wielu bohaterach w końcu pogubię się w tym, kto jest kim. Jednak okazało się się, że zapamiętanie najważniejszych postaci nie jest wcale takie trudne. 

Juliet Ashton jako główna narratorka jest bardzo dowcipna, bezpośrednia i inteligentna. Nic dziwnego że interesuje się nią przystojny Amerykanin- byłaby wszak idealną partnerką, z którą można się pokazać na salonach. Relacja tej dwójki jest pretekstem do pokazania, jak niezależną, pewną swoich atutów kobietą jest Juliet- nie uzależnia się ona od "swojego" mężczyzny, ale dumnie podąża własną ścieżką, nie szukając niczyjej zgody. Oczywistym jest więc, że z miejsca stała się jedną z moich ulubionych literackich bohaterek. Jakby tego było mało, jest też wrażliwa na ludzką krzywdę i ma w sobie wiele empatii. Z drugiej strony w sferze uczuć straszna z niej czasem gapa- jej relacja z Dawseyem Adamsem jest dla niej samej dużą zagadką, która rozwiązuje się dopiero na ostatnich kartach powieści. 

Jedyny problem, jaki mam z powieścią, to dosyć nierówne tempo, co szczególnie widać przy zakończeniu książki- historie bohaterów urywają się nagle i niespodziewanie, a rozwiązanie głównych rozterek bohaterów następuje na dosłownie kilku stronach. A potem żyli długo i szczęśliwie... Zdecydowanie zakończenie mogłoby być nieco dłuższe- tak gwałtowne pożegnanie się z uroczymi bohaterami jest wręcz przykre :(


"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" jest debiutem autorki Mary Ann Shaffer, chociaż za jej ostatnie szlify jest odpowiedzialna Annie Barrows. Gdybym nie wiedziała, że to pierwsza książka autorki, to sama bym się tego nie domyśliła- nie jest to może literatura na miarę sióstr Bronte czy Jane Austen, ale duch powieści obyczajowych zdecydowanie unosi się nad książką. Wątek romantyczny jest bardzo subtelny, ale ukazany w jakże uroczy i grzejący serce sposób. Tak naprawdę o uczuciach bohaterów dowiadujemy się tylko tego, co napiszą oni sami, lub zauważą inni. Te drobne wzmianki o więzi Juliet i Dawseya ukazują ich relację w sposób bardzo subtelny, ale jakże angażujący. 

Zanim zabrałam się za książkę, szybciej udało mi się obejrzeć jej ekranizację na Netflixie. I muszę przyznać, że choć oba dzieła trochę różni, to i książka, i film mają swój niepowtarzalny urok. Obsada w ekranizacji jest bezbłędna, dlatego w mojej głowie bohaterowie zachowali twarze aktorów. Ekranizacja została okrojona z części bohaterów drugoplanowych, a także jednego, dość istotnego wątku, ale mimo wszystko widać, jak pełen szacunku i serca do oryginału jest to film. Polecam więc nie tylko powieść, ale i ekranizację! 

Podsumowując, jestem zupełnie oczarowana tą książką. To jedna z tych historii, które znajdują sobie przytulne miejsce w sercu i do których wraca się z prawdziwą przyjemnością. Choć tematykę można być uznać za ponurą, to jest tu tyle ciepła, nadziei i ludzkiej przyjaźni, że chciałoby się spakować walizki i wyruszyć w podróż na wyspę, licząc na to, że istnieje tam Stowarzyszenie Miłośników Literatury, które czasem zajada się plackiem z kartoflanych obierek. 

Komentarze

Popularne posty