Facebook

Marcelka i jej przygoda z polskim komiksem: "Helena Wiktoria" Katarzyny Witerscheim

Jeśli sięgam po komiksy, to obecnie są to raczej komiksy amerykańskie, szczególnie Marvela, ale nie tylko. Kiedyś, dawno, dawno temu, zaczytywałam się w mangach. Gdzieś ta moja sympatia do opowieści graficznych zaprowadziła mnie w końcu na nasze polskie podwórko. Miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu autorskim z Katarzyną Witerscheim (znaną także jako Panna N), która wydała właśnie absolutnie przecudnej urody komiks pt."Helena Wiktoria". 

Autorkę kojarzyłam wcześniej za sprawą jej rysunków księżniczek Disneya w czasach współczesnych (polecam swoją drogą, bo są świetne), a na komiks ostrzyłam sobie ząbki, bo bardzo spodobały mi się ilustracje. Jestem prostym człowiekiem- widzę ładne, estetyczne, dopracowane obrazki, to jestem w siódmym niebie. Dorzućmy do tego XIX wiek, romans, kobiecą bohaterkę i szczyptę humoru, a jestem stracona dla tej pozycji. Jak już mogliście się zorientować po wszystkich tych pochwałach, to bardzo mi się "Helena Wiktoria" spodobała :) 


Główną bohaterką komiksu jest tytułowa Helena Wiktoria Kocik- spadkobierczyni wielkiego majątku, która powraca po 10 latach do rodzinnego Bytomia. Ma ona chęć zająć się interesami wuja, który pozostawił jej w spadku wszystko co posiadał- pomijając nawet swą żonę i bratanków. Oczywiście jak to zwykle bywa, Helena nie do końca może robić co żywnie jej się podoba. Ograniczona jest przez ciotkę i matkę, które knują własne intrygi na boku. Helena chce zastąpić wuja, a kobiety z jej otoczenia planują znaleźć jej męża. Wdowa po wuju Krollu wcale nie planuje tak łatwo odsunąć od siebie majątku- raczej wolałaby, żeby nadal zarządzał nim Edward- kuzyn Heleny. Edward z kolei wydaje się być przychylny bohaterce i bardzo łatwo zapałać sympatią do tego prostolinijnego, pracowitego człowieka. 

Dom Heleny Wiktorii zamieszkują nie tylko komplikujące jej życie matka i ciotka, ale także jej dwie służące- rozsądna i pragmatyczna Frida i zwariowana, romantyczna Brygida. Są one bardzo bliskie bohaterce i stanowią dla niej prawdziwe oparcie, ale i towarzystwo do rozmów i snucia planów na przyszłość. Te postaci wnoszą dużo serca, ale i humoru do opowieści, szczególnie Brygida, która marzy o romansie nie z tej ziemi. 

Ale to nie miłosne losy Brygidy będziemy śledzić (chociaż kto wie?), ale Heleny Wiktorii. Kandydatów mamy dwóch, ale czy właściwie którykolwiek z nich będzie dla niej odpowiedni? Jej dawny przyjaciel z dzieciństwa Artur jest studentem medycyny, a jego rodzina raczej nie cieszy się dobrą pozycją społeczną. Artur jest postacią, która nieco mnie zaskoczyła- myślałam, że będzie to ten typ miłego nerda, zakochanego w głównej bohaterce, ale właściwie nieco źle go oceniłam. Jestem ciekawa jak dalej rozwinie się ta postać i co nam jeszcze pokaże. A jakie są jego uczucia względem Heleny? To też nie jest jasne- oczywiście, widać jego zafascynowanie nią, ale czy stoją za tym jakieś głębsze uczucia? Ale, ale, co to za romans bez drugiego kandydata do ręki panny Kocik? Mamy tu również postać Konstantego Scholza- i to on jest Darcy'm na tym dansingu ;) Chociaż Darcy był bogaty, a rodzinie Scholzów nie powodzi się tak dobrze. Dla rodziny Konstantego Helena Wiktoria wydaje się być łakomym kąskiem z powodu jej majątku. Biedny Kostek, raczej nie ma nic do gadania. 


Postaci w komiksie jest więc wiele, każdy chyba znajdzie kogoś, komu będzie kibicować. Bohaterowie są na tyle sympatyczni, że życzymy im jak najlepiej, nawet jeśli mieliby złamać po drodze wszystkie konwenanse. Niestety w tym natłoku postaci, ginie gdzieś sama Helena Wiktoria. Mam wrażenie, że po lekturze pierwszego tomu nie wiem o niej dużo więcej, niż na początku. Motywy innych bohaterów są raczej jasne, ale ona pozostaje dla mnie zagadką. Z jednej strony trochę gra słodką laleczkę, z drugiej ma ambicje i chce wziąć majątek Krollów w swoje ręce. Która z tych dwóch to prawdziwa Helena? Trudno mi rozstrzygnąć. 

Jeszcze jedna rzecz, która przemawia na korzyść komiksu, to akcja tocząca się na Śląsku. Dla mnie, dziewczyny z Mazur, to dość odległy i nieznany świat. Dlatego z dużym zainteresowaniem czytałam o "czarnym złocie" i rodzinach, które potrafiły się dorobić na kopalniach węgla. 

Fabularnie jest ciekawie, pierwszy tom zdecydowanie pozostawia duży niedosyt. A ten cliffhanger na końcu... CO BĘDZIE DALEJ?! Jeśli chodzi o rysunki to kreska autorki bardzo mi się podoba. Komiks jest utrzymany w czerni i bieli, ale z małymi muśnięciami różu. Robi to na mnie duże wrażenie. Nieco mangowy styl również wywołuje we mnie miłe wspomnienia nastoletnich lat :) Dużą zaletą dla mnie jest również przejrzystość i czytelność komiksu- nie ma tu nabazgrolonego miliona elementów, ale to, co być powinno, a każda ilustracja to małe, dopracowane dzieło sztuki. 

Uważam, że w opowieściach graficznych nie jest tak łatwo dobrze nakreślić odpowiednio wątki i bohaterów. Bo za każdym z tych elementów muszą stać ilustracje. Niewielu udaje się to zadanie, ale Panna N chyba poznała sekret tworzenia dobrych komiksów.

Zachęcam Was zatem do lektury- trzeba wspierać polski rynek komiksowy, szczególnie jeśli wydaje takie dorodne owoce ;) Czytajcie zatem, a ja zaczynam odliczanie do kolejnego tomu ;)


Komentarze

Popularne posty