Facebook

Marcelka i książka trochę dobra, trochę zła: "Czerwona Królowa" Victorii Aveyard

"Czerwona królowa" to taki idealny średniaczek- ma swoje mocne strony, ale ma też kilka słabszych. Zaciekawia, ale nie angażuje na 100%. Ma w sobie coś z gatunków, które lubię, ale z drugiej strony, czy inspiracja autorki innymi dziełami popkultury nie była zbyt duża?

Serią zainteresowałam się przez przypadek- wydawnictwo Moondrive wypuściło właśnie ostatni tom serii "Czerwona królowa" i z tej okazji zaprosiło do Polski autorkę. Akurat tak się złożyło, że byłam tego dnia w Arkadii. O serii już co nieco słyszałam i były to raczej pozytywne opinie, więc pomyślałam, że zostanę na spotkaniu z autorką. Bardzo miło wspominam to wydarzenie- Victoria Aveyard jest przesympatyczną osobą, widać, było że ma duże poczucie humoru, jest nerdem, no i zakochała się w pierogach ;) Nie dało się nie zapałać sympatią do tak ciepłej i uroczej osoby. Ze spotkania wyniosłam więc trochę miłych wspomnień i egzemplarz "Czerwonej królowej" z autografem.


Nie dałam zbyt długo postać nowej książce na półce i prawie od razu zabrałam się do lektury. Niestety mój zapał stopniowo się rozpływał wraz z kolejnymi przewracanymi stronami. Nie jest tak, że książka mi się nie podobała, ale a) albo jestem już za stara na literaturę YA lub b) to nie jest nic specjalnego... Chyba przychylam się bardziej w stronę odpowiedzi b. Tak naprawdę w tej książce jest wszystko, co lubię- silna, niezależna kobieca bohaterka, ciekawe tło społeczno- obyczajowe, nieco inny niż nasz świat, a także odrobina romansu, który nawet ma ręce i nogi. Jednak w ostatecznym rozrachunku wychodzi jakoś tak blado. Brakuje tu napięcia i przejęcia się losami bohaterów. Autorka zaskoczyła mnie w kilku momentach, ale ogólnie jest dość schematycznie.

Bohaterka- Mare Barrow jest młodą dziewczyną, złodziejką, oddaną córką i siostrą, niezależnym duchem, który martwi się jednak o swoich najbliższych. Jest dość inteligentna, pomysłowa, czasem przejawia też fajne poczucie humoru. Należy do nizin społecznych- Czerwonych- zwykłych ludzi, którzy pracują na rządzącą nimi arystokrację. Srebrni, czyli ta lepsza część społeczeństwa to banda okrutnych, zblazowanych osób, obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Uważają się za wyjątkowych panów całego świata, a biedni Czerwoni muszą im się podporządkowywać. Historia sztampowa, ale jest dość dobrze poprowadzona, więc raczej nie ma się tu do czego przyczepić. Jest to jednak miks różnych franczyz- Gry o tron, X- menów, a także dużej szczypty Igrzysk Śmierci. Jeśli dobrze zna się te dzieła, a ja akurat należę do tego grona osób, to w tej książce raczej nie ma nic szczególnie oryginalnego. Autorka wymieszała wszystko bardzo sprytnie, więc nie jest to jakiś bezczelny plagiat, ale inspiracje widać wyraźnie. Z jednej strony dobrze się bawiłam wyszukując podobieństwa do innych franczyz, ale chyba nie do końca o to powinno chodzić, co nie?

Seria nieprawdopodobnych przypadków oczywiście sprawia, że nasza bohaterka Mare objawia się jako wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Doskonale znany nam wszystkim motyw. Okazuje się, że mimo, że jest Czerwona, to również posiada szczególne umiejętności. I kiedy się one objawiają, nagle królewska rodzina Srebrnych zostaje zmuszona, aby obmyślić intrygę, pozwalającą ukryć ten fakt.

Mara zostaje więc przeznaczona do poślubienia młodszego księcia- Mavena. Wolałaby jednak mieć więcej do czynienia ze starszym księciem, przyszłym królem- Calem. Dodajmy jeszcze kolegę z wioski Kilorna i mamy nie standardowy trójkąt miłosny między bohaterami, ale czworokąt. Takiego wyboru to dawno żadna literacka bohaterka chyba nie miała ;) Muszę jednak oddać sprawiedliwość autorce, bo relacje między bohaterami są całkiem dobrze zarysowane. Ich uczucia mają sens i nie biorą się znikąd. Każdy z młodych kawalerów ma swoje zalety i wady, więc wybór Mary nie jest taki łatwy i oczywisty. 


Narracja pierwszoosobowa daje nam możliwość poznania bohaterki, ale i spojrzenia na otaczający ją świat jej oczami. Mara to bohaterka, która radzi sobie jak może z nową sytuacją. Czasem się przy tym pogubi, czasem nie będzie wiedziała co robić, a czasem popełni poważne błędy, ale właściwie nadaje jej to bardzo ludzki wymiar. Jest to postać, która sprawia, że mimo wszystko chciałabym przeczytać kolejne tomy.

Podobało mi się również to, że Mara zmienia się w trakcie książki, ale nie porzuca swoich ideałów. Od początku dba o swoją rodzinę i swoich pobratymców i nie waha się ani na chwilę przed przystąpieniem do Szkarłatnej Gwardii, która chce obalić rządy Srebrnych. Jej zdecydowanie i zaangażowanie w walkę w ukryciu, jest moim zdaniem godne podziwu i zdobyło moją przychylność.

Rozległy wątek polityczny jest ciekawy, bardzo trąci Grą o tron, ale w pewien sposób każda ze stron ma rację. Rządy Srebrnych może i są okrutne, ale zapewniają względny spokój w królestwie. Jednak prawo do godnego życia dla Czerwonych jest dość jasnym priorytetem bohaterów. 

Jedna rzecz, która jest bardzo kiepska, to nazewnictwo- zarówno krainy geograficzne, jak i rodzaje Srebrnych- są idiotyczne. Nie wiem, czy wynika to z tłumaczenia, czy w oryginale nazwy były tak toporne i mało wyrafinowane. Efekt końcowy jest komiczny, a miejscami nawet żenujący. Ciężko brać cokolwiek na poważnie widząc nazwy jak Lakelandia, Zieleńcy, itp. Coś tu nie wyszło, pytanie komu?

Tak jest więc moja recenzja. Ciekawa jestem, czy ktoś z Was czytał cykl "Czerwona królowa" i jakie są Wasze opinie ;) Mi się podobało, ale nie jest to pełen zachwyt. 

Komentarze

Popularne posty