Facebook

Macham Wam przez okno: recenzja "Drogi Evanie Hansenie" Vala Emmicha

"Drogi Evanie Hansenie" to wspólne dziecko Vala Emmicha i twórców musicalu, który był inspiracją dla tej powieści: Stevena Levensona, Benji'ego Paska i Justina Paula. Książkę zza oceanu sprowadziło do nas wydawnictwo Moondrive, które powiązane jest z wydawnictwem Otwartym (LINK DO KSIĄŻKI). A do mnie trafiła za pośrednictwem niezawodnego Czytam Pierwszy, które zawsze ma dla mnie coś ciekawego do przeczytania ;)

Nie będę ukrywać, że zarówno o musicalu, jak i książce dowiedziałam się niedługo przed premierą tej drugiej w Polsce. Ja to zawsze wpadam ostatnia na imprezę ;) Najpierw zajęłam się musicalem, bo dostępny jest od ręki na YT. Oczywiście się zachwyciłam, bo muzyka musicalowa to coś co kocham. Nie jest to może coś wybitnego, ale melodie są przyjemne i chwytliwe, a fabuła z przesłaniem. Nie dziwie się, że musical cieszy się ogromną popularnością, co więcej, uważam że to mądra opowieść, która trafi również do niejednego dorosłego. 


Ale przede wszystkim jest to opowieść koncentrująca się na problemach młodych ludzi, którzy nie potrafią znaleźć dla siebie miejsca we współczesnym świecie. Poczucie że zawodzi się na każdym kroku, samotność, brak wsparcia, trudności w otworzeniu się na innych, są sercem całej opowieści. Jest to również typowa opowieść o licealnej młodzieży, którą znamy z amerykańskiej popkultury. Zarówno książka jak i musical łączą w sobie elementy zupełnie oklepane, bo dobrze wiemy jak skończy się ta historia już po kilku pierwszych stronach, ale także jest tu kilka perełek, które dotyczą trudnych i poważnych tematów. Nie sądziłam, że takie połączenie da dobry efekt w książce. Musicale są zwykle dużo bardziej kontekstowe i dobrze wiemy, że wiele rzeczy musimy sobie dopowiedzieć. Książka dała twórcom możliwość rozszerzenia tej historii. Jak moim zdaniem wyszło? Ostatecznie dobrze, chociaż są tu elementy, które nie do końca do mnie trafiły. 

Ale najpierw posłuchajcie sobie jednej z moich ulubionych piosenek z musicalu ;)

 
Bohaterem "Drogi Evanie Hansenie" jest właśnie Evan Hansen- młody chłopak, który cierpi z powodu fobii społecznej, jest zamknięty w sobie i trudno mu nawiązywać kontakty z rówieśnikami (a także ze swoimi rodzicami). Stroni od ludzi, co bardzo martwi jego mamę. Evan uczęszcza na terapię, a jego lekarz prosi go, aby pisał do siebie listy. Ma to być forma autoterapii, nastrajająca chłopaka pozytywnie do świata i ludzi. Evan jest raczej sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, sama terapia nie przynosi oczekiwanych rezultatów, co frustruje nie tylko Evana, ale także jego mamę. 
Dla licealisty rozpoczyna się tym czasem nowy rok szkolny. Mama dopinguje go w tym, żeby otworzył się na ludzi i postarał się przezwyciężyć swoje lęki. Biedny Evan stara się jak może, ale mimo wszystko, jest samotny pośród tłumu. Przez przypadek wchodzi w konflikt ze szkolnym outsiderem Connorem, który przechwytujejeden z listów Evana do samego siebie. Potem okazuje się, że Connor popełnia samobójstwo, a jedyną znalezioną przy nim rzeczą, jest własnie ten list. Rodzice zmarłego chłopca dochodzą więc do logicznego wniosku, że chłopcy się przyjaźnili i starają się poznać tajemniczego przyjaciela ich syna. I jak się pewnie domyślacie, jest to właśnie ten moment, w którym Evan pakuje się w kłopoty. Zamiast powiedzieć, że wcale nie był przyjacielem Connora, zamyka się w sobie i nie zaprzecza. Przyzwoitość nakazuje mu iść na czuwanie, co więcej, Connor podpisał mu się również na gipsie, dodajmy do tego list, a zaprzeczenie tej znajomości, okaże się dla Evana zbyt wymagające. Tak oto nawiązuje relacje z rodzicami Connora, ale także jego siostrą, w której jest sekretnie zakochany. 
Nie będę ukrywać, że ta opowieść ma dla mnie kilka zgrzytów. Słuchając musicalu można odnieść wrażenie, że Evan to poczciwy, samotny chłopak, który po prostu z nieśmiałości wpakował się w kłopoty. Jednak kiedy twórcy rozszerzyli tę historię i pokazali motywy, jakimi kierował się Evan, to można stwierdzić, że jest on perfidnym kłamcą żerującym na cudzym nieszczęściu. Przez swoje kłamstwa zyskuje bowiem wiele. Główny bohater jest dla mnie jednym z najsłabszych elementów tej opowieści. Bardzo trudno było mi go polubić czy z nim sympatyzować. Jego nieetyczne zachowanie nie podbiło mojego serca. Jasne, możemy podjąć próbę wytłumaczenia go i oczyszczenia z zarzutów, ale jego notoryczne kłamstwa zataczają coraz szersze kręgi. 
Na apelu poświęconym Connorowi Evan wygłasza poruszającą przemowę, która wrzucona do internetu wkrótce obiega cały świat. I jest to naprawdę fajny moment w książce, dopóki nie uświadomimy sobie, że wszystkie słowa Evana opierają się na kłamstwach. Mamy tu więc zderzenie bardzo dobrego, inspirującego przesłania, że każdy powinien być zauważony i ważny, ale z drugiej strony medalu jest obłuda głównego bohatera. Może moje słowa brzmią ostro, ale jest to jednak powieść skierowana do młodych ludzi. Myślę, że nie powinniśmy im przekazywać, że kłamanie jest okej, ale jeśli tylko służy wyższemu dobru. A taki właśnie wniosek można wysnuć przez większą część książki. 
Ale! To co ratuje książkę przed moją srogą oceną, jest zakończenie. Nie chcę Wam go zdradzać, ale powiem tylko, że jest na tyle realistyczne i nie przesłodzone, że ma się poczucie, że Evanowi się nie upiekło. Dostał nauczkę, ale jednocześnie nie został całkowicie skreślony, tym samym nie mamy tu gloryfikacji kłamstwa. Przesłanie na końcu jest jasne- za błędy trzeba zapłacić, ale dla każdego jest też szansa na uzyskanie przebaczenia. Zakończenie uczyniło z tej książki opowieść z morałem, ale gdyby tego zabrakło, to mielibyśmy problem.
Jak już wspominałam, Evan Hansen nie jest moją ulubioną postacią. Przez pierwsze 50 stron książki właściwie strasznie mnie irytował. Potrzebowałam chwili, żeby wgryźć się w tę opowieść, ale kiedy mi się to udało, to pochłonęła mnie ona bez reszty. Evan nie jest idealny, ale nikt nie jest. Nie postępuje właściwie, ale mimo wszystko udaje mu się zdziałać kilka dobrych rzeczy. W trakcie książki dojrzewa, dostrzega swoje błędy i usiłuje je naprawić. Val Emmich poświęcił wiele miejsca na przyjrzeniu się psychice głównego bohatera i jego motywacjom. Jakoś udało mu się przekonać mnie do Evana, więc w trakcie czytania, trochę zaczęłam mu kibicować. 
Znalazło się tu też nieco miejsca dla Connora, którego samobójstwo nie jest tylko punktem wyjścia dla tej opowieści, ale także istotnym elementem toczącej się w książce dyskusji. Temat samobójstwa nie jest potraktowany lekko, ale też nie jest przygnębiający. Autor z dużym wyczuciem przedstawił nam problemy z jakimi borykał się Connor, nie ocenił tego co zrobił, ale pokazał, jak niewiele trzeba, aby stała się tragedia. 
Rodzina Connora mogła zapewnić mu wszystko, bo była zamożna- mieszkali w pięknym domu, niczego im nie brakowało. Jednak jak się okazuje, nawet najlepsze ośrodki odwykowe, czy najlepsi terapeuci nie są w stanie pomóc młodemu chłopakowi, jeśli nie będzie miał on wsparcia ze strony rodziny. Connor takiego wsparcia nie miał, a gdy poznajemy jego rodzinę lepiej, to wcale nie mamy wrażenia, że pojęli oni tę lekcję. Mam wrażenie, że zamiast skoncentrować się na synu po jego śmierci, oni nadal koncentrowali się na wszystkim innym- miedzy innymi na nawiązaniu kontaktu z "najlepszym przyjacielem" syna. Pozornie chcieli zrozumieć motywacje Connora, które popchnęły go do samobójstwa, ale jednocześnie odsuwali od siebie fakt, że niejako się do niego przyczynili. Trochę zabrakło mi wyraźnej lekcji dla rodziców nie tylko Connora, ale także wszystkich innych, którzy być może sięgną po tę książkę. 
Jak na jakieś 300 stron ta powieść porusza naprawdę wiele wątków. Choć główną osią jest samobójstwo młodego chłopaka, a także samotność i problemy drugiego, to jest to też opowieść o nastoletnim zauroczeniu (także tym LGBT+), spełnianiu swoich marzeń, szukaniu kontaktu z rodzicami, a także rodzicielskich obowiązkach, inspirowaniu ludzi w internecie oraz o tym, jak wiele odwagi potrzeba, aby żyć w zgodzie ze sobą. 
"Drogi Evanie Hansenie" to nie jest książka idealna. Ma swoje lepsze i słabsze momenty, ale jednego jestem pewna- jest ważna. Porusza problemy nastolatków z szacunkiem- nie wyśmiewa ich, nie bagatelizuje ich tylko dlatego, że są młodzi i niedoświadczeni. Każdy z bohaterów jest ważny, co jest pięknym przesłaniem, które inspiruje. Mimo tych kilku problemów, które dostrzegłam, to z serca polecam Wam lekturę :) I koniecznie posłuchajcie do tego ścieżki dźwiękowej z musicalu! To daje niesamowite wrażenie :)

Komentarze

  1. Czytałam już kilka pozytywnych recenzji na temat tej książki, jestem skłonna ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty