Facebook

Marcelka czyta i nagłaśnia problem: "Mężczyźni objaśniają mi świat" Rebecci Solnit

To nie była miła i przyjemna lektura. Wręcz przeciwnie- była zatrważająca, przerażająca i bolesna. Wiem, że nie dla wszystkich sprawy kobiet są na pierwszym miejscu, ale u mnie ostatnio tak właśnie jest. Im więcej słyszę, czytam, widzę tego co się dzieje i co nas spotyka, tym większy budzi się we mnie bunt. Choć dla niektórych głupkowate komentarze na ulicy, zaczepki, traktowanie nas z góry nic nie znaczą, to są to najmniejsze oznaki przemocy i sprawiają, że odmawia nam się podstawowych praw, nie traktuje się naszych problemów na poważnie i stawia się nas w cieniu. Dlatego warto o tym mówić, nawet jeśli dla niektórych jest to niewygodne, a nawet tym bardziej trzeba to robić- właśnie z tego powodu. Bo my kobiety nie jesteśmy mniejszością, którą można traktować marginalnie- jest nas więcej. A bardzo trudno to zauważyć patrząc na nasze życie polityczne i społeczne. 

Na szczęście nasz głos staje się słyszalny i to dzięki, między innymi, felietonistce Rebecce Solnit. "Mężczyźni objaśniają mi świat" wydawnictwa Karakter, to zbiór jej esejów dotyczących różnych zjawisk z jakimi spotykają się kobiety. Od pozornie nieszkodliwego mansplainingu- czyli sytuacji, kiedy mężczyzna tłumaczy coś kobiecie, nie zważając na jej kompetencje, aż do przemocy i gwałtu. Nie spodziewałam się, że tak mała książeczka może pomieścić takie spektrum problemów. Ale mieści i co więcej, nie jest to tylko zbór przemyśleń- autorka przytacza twarde dane statystyczne, anegdoty ze swojego życia, wyniki procesów sądowych- nie teoretyzuje, ale przekazuje nam relację z prawdziwego życia. 

Sam tytuł wywodzi się z sytuacji, w której autorka spotkała na przyjęciu starszego mężczyznę (chociaż to nie wiek jest tu problemem!). Poruszony w konwersacji temat chętnie zostaje przez niego podjęty i z miejsca zaczyna on tłumaczyć Rebecce całe zjawisko. Tonem znawcy nawet rzuca tytuł nowej książki w tym temacie... Rzecz w tym, że autorką tej właśnie pozycji była sama Rebecca Solnit. Ta sytuacja bardzo łatwo i intuicyjnie pozwala zrozumieć problem mansplainingu i odmawiania kobietom prawa bycia kompetentnymi specjalistkami w danej dziedzinie. Niech rękę podniesie kobieta, której jakiś facet nie tłumaczył kiedyś jak działa komputer, samochód, telefon, prawo... cokolwiek. Znajdzie się taka? 

I chciałabym zaznaczyć, tak jak robi to autorka, że nie jest to książka skierowana przeciw mężczyznom. Wręcz przeciwnie, autorka nieustannie podkreśla, że jest wielu wspaniałych mężczyzn, ale niestety równie wiele czarnych owiec. 

Solnit pokazuje, jak drobne gesty, kilka słów rzuconych od niechcenia, małe uszczypliwości powoli nakręcają to spiralę przemocy i sankcjonują kulturę gwałtu w społeczeństwie. Co stanowi furtkę do przemocy wobec kobiet. W Stanach Zjednoczonych 1 na 5 kobiet była lub będzie zgwałcona. Gwałt jest zgłaszany co 6 minut. A to są dane na podstawie tylko tych przypadków, do których ktoś się przyznał. Chyba nikogo nie zaskakuje, że część ofiar nie zgłasza gwałtu czy przemocy jakiej doświadczyła. Dzieje się to z różnych powodów- z poczucia wstydu, bezsilności, przeświadczenia (często słusznego), że nikt w to nie uwierzy, że to i tak nic nie da- sprawca nie zostanie ukarany. Książka świetnie koresponduje z reportażami Justyny Kopińskiej "Polska odwraca oczy". Obie te pozycje świetnie pokazują, jakie mechanizmy stoją za tym, że tak wiele uchodzi mężczyznom na sucho. 

W swojej naiwności myślałam, że gwałty nie zdarzają się tak często. Myślałam, że po prostu jest to tak nagłaśniane, że tylko wydaje mi się, że to się dzieje cały czas. Ale jak widać byłam w błędzie, bo to się dzieje na tak dużą skalę, że aż trudno się z tym pogodzić. 

To właśnie dlatego potrzebujemy zmian systemowych, zmian w myśleniu, zmian w karaniu przestępców na tle seksualnym i sposobów reagowania na przemoc domową. Zamiast zamiatać problem po dywan, wmawiać ofiarom, że to przecież nie takie straszne, że chyba im się wydawało, że ich własne odczucia są błędne, że to ich wina, to należy nagłaśniać problem i pokazywać zrozumienie i wsparcie. Sprawiedliwości powinno stać się za dość. Ukrywanie skali problemu sprawia, że ofiary cierpią w samotności i dodatkowo są często obwiniane za to, co się stało- "trzeba było nie chodzić po nocy", "trzeba było się nie ubierać tak wyzywająco"- każdy z nas zna te "złote rady". Co więcej, wiele z nas rzeczywiście wprowadza je w życie. Być może jak się jest mężczyzną, to człowiek nie boi się tak bardzo chodzić po mieście, wychodzić na imprezy, poznawać nowych ludzi. Gdy jest się kobietą, ciągle słyszy się ten cichy głosik w głowie, który każe uważać. Inna sprawa, że często przemocy dopuszczają się osoby nam najbliższe- więc jak uniknąć gwałtu i przemocy? Kobietom mówi się "uważaj na siebie", ale mężczyznom nie mówi się "nie gwałć, nie bij, nie poniżaj". 

Choć eseje Rebecci Solnit mają dość sprawozdawczy charakter, to ich odbiór jest bardzo emocjonalny- bardzo trudno się od nich odciąć i tylko czytać, nie pogrążając się w mało optymistycznych przemyśleniach. Dużo się zmienia, autorka pokazuje, jak wiele udało nam się już zdziałać. Ale jeszcze długa droga przed nami. Kultura gwałtu, gwałt na randce, gwałt małżeński, molestowanie w miejscu pracy, to wszystko zjawiska, które zyskały swoje nazwy, zyskują rozgłos i muszą zostać uznane za przestępstwa. Pogląd, że mężczyzna ma "prawo do seksu" wydaje się absurdalny, ale nie jest czymś, o czym wiele kobiet nie przekonało się na własnej skórze. 

Na pewno wszyscy mamy w pamięci akcję #metoo. Każdy z nas z pewnością słyszał lub aktywnie uczestniczy w Czarnych Protestach kobiet w całej Polsce. Walczymy i będziemy walczyć dalej, aż każda kobieta zostanie usłyszana. 

Jednak, choć jest to moim zdaniem bardzo ważna książka i bardzo udana, to widać, że jest to po prostu zbiór esejów. I nie zrozumcie mnie źle- nie mam nic to takiej formy. Ale jest w książce jeden moment, w którym zupełnie wypadłam z rytmu. Autorka porusza ważne, feministyczne tematy, a potem nagle następuje przerwa w audycji i pojawia się esej o Virginii Woolf. Wpisuje się to w temat, ale jest jednocześnie tak oderwane od tego, o czym reszta książki opowiada, że pojawia się i czytelnika zdezorientowanie. Gdy esej się kończy, znowu wracamy do głównego tematu. To była jak taka przerwa na reklamy- może niektórym taki mały oddech przypadnie do gustu, ale moim zdaniem było to niepotrzebne. 

Ale to taki jedyny minus. Ogólnie, jeśli prawa kobiet w jakikolwiek sposób Was interesują lub chcielibyście się dopiero zorientować w temacie, to jest to coś dla Was. 

Komentarze

Popularne posty