Facebook

Marcelka ma mieszane uczucia: "Super laska. Skończ z dietetyczną recydywą" Anny Gruszczyńskiej

Już sam tytuł krzyczy, że mam mieszane uczucia co do nowej książki Anny Gruszczyńskiej. Inna jej książka, "To nie jest dieta", bardzo mi się podobała i uznałam ją za bardzo wartościową pozycję dla osób chcących żyć zdrowiej. Byłam więc pełna entuzjazmu sięgając po "Super laskę". Niestety już pierwsze strony pokazały mi, że nie będzie aż tak kolorowo i zachwycająco. Jest kilka rzeczy, które nie pasują mi bardzo, ale z drugiej strony, jest też kilka jasnych punktów tej książki. Dlatego dzisiaj opowiem Wam o 5 powodach, dla których warto przeczytać tę książkę i 5 rzeczach, które zepsuły mi lekturę. Sami będziecie mogli zdecydować, czy jest to coś dla Was, czy też nie ;)


5 powodów, dla których warto sięgnąć po "Super laskę" Anny Gruszczyńskiej

1) Jako dietetyczka, mam duże pojęcie co do zasad zdrowej i racjonalnej diety, ale też nie mam jakichś ekstremalnych poglądów. Wszystko z umiarem- i taki jest też przekaz tej książki. Mamy z panią Anną bardzo zbliżone zdanie, więc nie trudno mi przyznać jej rację, gdy pisze, że dieta powinna być zdrowa w 80%, a 20% to taki margines na mniejsze i większe żywieniowe grzeszki. Oczywiście żywienie to nie taka prosta matematyka, ale jeśli na co dzień jemy zdrowo- czasem możemy zjeść sobie pyszniutką, tłuściutką pizzę i nie mieć za grosz wyrzutów sumienia. Ogólnie pod względem treści żywieniowych, nie mogę się do niczego przyczepić- nic co napisała autorka nie jest niezgodne z aktualnymi zaleceniami żywieniowymi.

2) Książka jest nie tyle poświęcona temu, co jeść, ale bardziej skupia się na psychice, emocjach, motywacji i dążeniu do celu. Autorka stara się zmotywować czytelniczkę do zmian nie tylko w ciele, ale i w głowie. Tym razem nie ze wszystkim się zgodzę- o tym za chwilę- ale ogólnie takie holistyczne podejście do człowieka odchudzającego się jest bardzo ważne, potrzebne i często najskuteczniejsze. Nie zawsze samo jedzenie prowadzi do nadwagi i otyłości, ale też to, jak jemy- autorka o tym nie zapomina.

3) Atrakcyjne wydanie książki (co jest standardem u wydawnictwa SQN) przyciąga- tego nie da się ukryć :) Jest tu miejsce na zapisanie własnych przemyśleń, nieco mandali do pokolorowania, mnóstwo przeuroczych ilustracji, przepisów na zdrowe dania, testów i przede wszystkim dobrych rad. Treści nie gubi się pośród obrazków, ale jest nimi odpowiednio podkreślona. Ja jestem wzrokowcem, dlatego przyciągają mnie książki ładnie i starannie wydane. Tu i treść i oprawa graficzna tworzą spójną całość, aż chce się wertować kolejne strony. Czytelnik jest też niejako współautorem, każdy z egzemplarzy książki będzie więc dzięki temu unikatowy. Zapis swoich przemyśleń i obaw może dodatkowo podziałać bardzo motywująco na osobę pragnącą zmiany :)


4) Autorka otwarcie mówi, że miała w przeszłości problem z zaburzeniami odżywiania. Dlatego jej spojrzenie na żywność i jej stosunek do niej, jest cennym zbiorem doświadczeń. Wiele młodych osób boryka się z anoreksją czy bulimią, i nawet jeśli chcą zerwać z błędnym kołem odchudzania się, to mogą nie wierzyć, że to się uda. Anna Gruszczyńska jest więc przykładem, że z zaburzeń odżywiania można wyjść, co więcej, można nabrać zdrowego stosunku do jedzenia. W "Super lasce" znajdziemy nawet krótki rozdzialik poświęcony różnym zaburzeniom odżywiania, chociaż szkoda, że tak mało dokładny i bardzo skrótowy. 

5) Odradzanie drakońskich diet to właściwie serce tego poradnika. Autorka zachęca do rozsądnego odżywiania zgodnie z potrzebami organizmu i apetytem. Przekonuje, całkiem słusznie zresztą, że jedzenie to nasze paliwo, bez którego nie możemy się obyć. Niskokaloryczne diety mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku, a pojawiający się w ich następstwie efekt jojo, to zmora wiecznie odchudzających się osób. Anna Gruszczyńska poświęca wiele uwagi przekonywaniu czytelnika, że najważniejsze jest zwrócenie uwagi na potrzeby energetyczne organizmu i dostarczenie mu wartościowych produktów, ale również czasem uleganie małym pokusom. W myśl zasady, że zakazany owoc bardziej kusi, autorka przekonuje, że zjedzenie kawałka ciasta na imprezie nie jest najgorszym co możemy zrobić- dużo gorsze jest odmawianie sobie wszystkiego, a następnie w czasie kryzysu, rzucanie się na jedzenie i pochłanianie wielkich ilości. Autorka daje czytelniczce rady, jak jeść podczas treningów, jak zerwać z myśleniem "zjem, żeby się nie zmarnowało", odradza głodówki i posty, a także w bardzo dobry sposób odpisuje problem przetworzonej żywności.

5 rzeczy, które zepsuły mi lekturę:

1) Pracując w szpitalu, a wcześniej w poradnictwie indywidualnym, zauważyłam, że okej, ja mogę godzinami mówić o węglowodanach i innych składnikach żywności, problem w tym, że nie każdy wie, co to dokładnie te węglowodany i o czym ja do cholery mówię?!. Choć osoby często będące na diecie pewnie mają to obcykane, to przeciętnej osobie nieco brakuje wiedzy na ten temat. Dziwne? Wcale nie- przypomnijcie sobie ile słyszeliście o zdrowym odżywianiu w szkole- na 1 czy 2 lekcjach? Kilka lat wstecz nie było jeszcze takiej mody na wszelkie pogadanki, zajęcia, warsztaty, tak jak ma to miejsce teraz. A jeśli pomyślimy o osobach nieco starszych, może się okazać, że znają podstawowe pojęcia, ale mają problem ze zdefiniowaniem ich. Autorka w swojej książce dużo mówi o ograniczeniach różnych składników diety lub też ich wprowadzeniu, ale nie pisze o tym, jakie to są produkty. Przykładowo będzie zachęcać do sięgania po dobre węglowodany złożone- ale nie podaje przykładów typu kasza gryczana, ciemne pieczywo, makaron pełnoziarnisty. W "Super lasce" brakuje najzwyczajniej w świecie listy produktów i przykładów. Jeśli mówimy o dobrych źródłach białka- podajmy przykłady, jeśli o zdrowych tłuszczach- powiedzmy o tym, które to są. Możemy z góry zakładać, że każdy z nas ma jakąś wiedzę żywieniową, ale często to nieprawda- ludzie nie zastanawiają się aż tak bardzo nad tym, co jedzą, dopóki nie przyplącze się jakaś choroba, która nie zmusi ich do zrewidowania ich poglądów na temat diety. Niestety w takiej rzeczywistości żyjemy i trzeba mieć tego świadomość. Nie jest to może taka 100%-owa wada tej książki- autorka może przecież sama decydować o jej kształcie, ale jest to po prostu coś, czego mi zabrakło. 

2) Rzecz która zirytowała mnie na samym początku lektury, to niby niepozorna lista rzeczy, których czytelniczka próbowała, żeby schudnąć. Bardzo nie podoba mi się stawianie na równi poradnictwa dietetycznego, czy usług trenera personalnego z modlitwami, odchudzającymi specyfikami i magicznymi datami (?). Autorka zdyskredytowała nie tylko nierozsądne metody odchudzania, ale również te, które są jak najbardziej wskazane. Jeśli wizyta u dietetyka i dieta z gazety to dla autorki to samo, to jakim cudem ona- autorka książki o odchudzaniu miałaby znaleźć skuteczne rozwiązanie problemu otyłości? Czy szukanie pomocy u specjalisty i uzyskanie indywidualnej porady to coś mniej skutecznego, niż lektura poradnika? 

3) Czy osoba otyła nie może być piękna i seksowna? Bo według autorki nie. Anna Gruszczyńska za wszelką cenę chce przekonać czytelniczki, że gruba i piękna nie idą w parze. Możesz być tytułową "laską" jeśli jesteś szczupła, ale jeśli masz kilka (- naście) kilogramów na plusie, nie masz co liczyć na komplementy. Moim zdaniem, problem z nadwagą i otyłością, to nie problem natury estetycznej, a zdrowotnej. Osoba otyła może być seksowna, i czuć się seksowna, i może być ZADOWOLONA ZE SWOJEGO WYGLĄDU!!! Problem w tym, że niestety, otyłość niesie ze sobą cały szereg konsekwencji zdrowotnych- takich jak cukrzyca, choroby układu krążenia, nowotwory, brak sprawności fizycznej, itp., itd. To nas, dietetyków, martwi, a nie to jak ktoś wygląda. Każdy ma prawo wyrażać siebie przez swój wygląd i być kim tylko zachce, ale należy myśleć o zdrowiu. Druga sprawa- podczas lektury można stwierdzić, że otyłość jest wynikiem tylko nieprawidłowej diety. Nie jest to oczywiście prawdą- jest wiele schorzeń, których skutkiem ubocznym jest otyłość. Ponadto wpływ mają geny, a także nawyki żywieniowe, które są nam wpajane przez rodziców i dziadków. Geny oczywiście nie determinują tego, że będziemy grubi, ale dziedziczymy pewną tendencję- jednak, jeśli będziemy odżywiać się przyzwoicie, to nie powinien nas ten problem dotknąć. 

4) Autorka zachęca do ciągłego porównywania się do szczupłych koleżanek. To chyba najbardziej toksyczna rzecz, o jakiej można by pomyśleć w kontekście odchudzania. Nie jesteśmy klonami! Każdy z nas jest inny, każdy ma inny metabolizm, geny, przyzwyczajenia, tryb życia, charakter... jest między nami tak wiele różnic, że nic dziwnego, że diety "dla każdego" nie działają. Do każdego przypadku należy podejść indywidualnie, bo każdy boryka się z innymi problemami. To że moja szczupła koleżanka może jeść wszystko jak mały odkurzacz, nie znaczy, że odżywia się zdrowo i powinnam ją naśladować. 

5) Książkę mogłabym w skrócie opisać- dużo teorii, mało praktyki. Czytelniczka po lekturze będzie miała większą świadomość żywieniową, większy zasób wiedzy, ale czy będzie umiała tę wiedzę wykorzystać w praktyce? Brakuje mi tu praktycznych porad- co zabrać ze sobą do szkoły, jak komponować posiłki, jakie porcje produktów nałożyć sobie na talerz. Ja czytając "Super laskę" wiedziałam co należałoby zrobić- ale to po pięciu latach studiów i pracy w zawodzie. Czy laik będzie wiedział co warto jeść, a czego unikać? Mam wątpliwości.


Podsumowując

Mam nadzieję, że udało mi się przekazać Wam moją opinię, ale nie zrazić Was zupełnie do książki. Bo mimo wad, wierzcie mi, że czytałam dużo gorsze i bardzo przekłamane książki o "zdrowym odżywianiu". Anna Gruszczyńska ma bardzo zdroworozsądkowe poglądy, którymi spokojnie można się zainspirować. Ale wszystko z głową! Wszystko z głową! Własnego rozsądku proszę podczas lektury nie wyłączać ;)

Dzięki CzytamPierwszy po raz kolejny spędziłam czas na lekturze ciekawej książki. Choć mam zastrzeżenia, to nie żałuję, że sięgnęłam po "Super laskę"- było to pouczające doświadczenie ;)

Komentarze

Popularne posty